niedziela, 5 maja 2013

Dzieci rosną i rosną...

Ledwo szafy wymienione, a tu widać, że znów 'wybiły'.
Z Janka ciągle wszystkie spodnie lecą, szelek nie znosi, ale je ładnie (w porównaniu z innymi dziećmi, co miałam ostatnio okazję poobserwować). Ciężko było z tym jedzeniem u niego i mnie ciężko nie wiedząc, czy mają sens próby szantazu i przekupstwa, kiedy nie chciał jeść, ale chyba koniec końców wyszło na dobre, bo teraz je i to sporo rzeczy, nie ogranicza się do kilku potraw, czy składników.
Dostałam go do super hiper niby bardzo dobrej szkoły i zobaczymy jak to będzie - na pewno 10 mil dziennie zrobię lekko licząc;) Czy jest już gotowy na pójście? Nie widze tego, ale też specjalnie nie ma wyboru. On nadal gada co chce i robi co lubi, nie potrafi np. opowiedzieć fabuły bajki, którą czytałam mu sto razy. Z drugiej strony potrafi bardzo dobrze narysować scenkę z tej bajki. W ogóle rysowanie idzie mu rewelacyjnie - moim zdaniem oczywiście. Ale też jeśli tutaj tak jest, że kierunkują wcześnie to nadal chyba jest za wcześnie, bo masy rzeczy jeszcze nawet nie spróbował. Miał okres zadawania pytań, ale krótko i jak słyszę o co czasem pytają jego rówieśnicy... takie rzeczy jak pytanie o śmierć nie przychodza mu w ogóle do głowy. Nie powiem, że się nie zastanawiam co to może znaczyć i dlaczego tak jest. Czy czasem nie moja wina, bo za mało nawijam do nich...
Janek teraz ma głupie pomysły czasami, ale generalnie jest grzeczny, usłuchany, da sobie przetłumaczyć, taki kochany synuś mamusi.

Bianka to insza inszość.
Puścilismy ja do przedszkola w lutym na dwa poranki, a ona nadal się dąsa jak ma tam iść i nie chce:( Na miejscu już jest dobrze, ale ciągle chyba wolalaby być w domu. Trochę jej się mowa ruszyła, zaskoczył mnie jej 'skromniutki' głos - jakoś sobie ubzdurałam, że bedzie miała mocny głos, a tu taki zwodniczy, dziewczątkowaty - oj da ludziom popalić. Stąd z dnia na dzień jak się w końcu wsłuchałam w jej szczebiot to wyłapałam masę słów lub końcówek i ich początków - jej komunikat zaczął mieć sens. Rozszalała się na hulajnodze i układa puzzle pasjami - potrafi złożyć układanki, które kilka razy z nią ułożyłam - od 12 do 24 kawałków i jest sprytna w dopasowywaniu kolorów tylko manualnie czasem nie daje rady. A do snu koniecznie musi pooglądać książkę, co Janka w ogóle nie interesuje, bo on żyje w świecie Toy Story od rana do wieczora. Oczywiście nie daję się bratu, wręcz przeciwnie - wyrywa mu piłkę, klocki, co tam akurat się nadarzy, razem też szaleją oczywiście, ona nie zna strachu, nie jest nadal ostrożna, choć nie jest tak źle jak jeszcze pół roku temu, chce robić to wszystko co Janek... No i jest nerwowo, bo ja jej nie na wszystko pozwalam. Poza tym ma jakiś jęczący okres, a to mnie doprowadza do szewskiej pasji. Przedszkole też przestawiło jej coś z jedzeniem - ponieważ po śniadaniu zawoże ich zwyklę na przekąskę, więc teraz je mniej śniadania i chce dojeść po, a co? Oczywiście ciacho. Bo w przedszkolu jakoś tak wychodzi, że jest ciacho... W menu jest róznie, ale w zeszyciku ciągle to samo. Więc gorzej i ze sniadaniami i z obiadami i tylko jęczenie o słodkie...
A poza tym zmęczenie nie odpuszcza... organizuję mini wakacje, tak, żeby trochę mniej pobyc z dziećmi, ale to chyba do końca i tak nie wypali.