piątek, 22 listopada 2013

Update

Ależ nie pisałam! Miałam czas, tylko przez dłuższą chwilę jakbym wymazała z pamięci, że mam blogi. Albo nie pisałam, żeby nie smęcić...
W każdym razie żyjemy.
Bianka od poniedziałku mówi po angielsku, w przedszkolu oczywiście, chociaż wczoraj zaobserwowała też w domu, że robiła tea with milk i proponowała water. Bardzo dobrze, natomiast odbyło się to skokowo - kilka dni różnicy a inne dziecko - tak przynajmniej usłyszałam w przedszkolu. I tak się teraz zastanawiam jak to z nią jest. Janek w jej wieku już był dawno w najstarszej grupie, a ona chyba dotrwa w młodszej do 3 urodzin, mimo, że uważam, że jest bardziej rozwinięta od Janka w tym wieku, albo mam coś nie tak z postrzeganiem swoich dzieci?
Na czym to my stanęliśmy?
Że Janek poszedł w sierpniu do szkoły. Zaczęło się dobrze, ale teraz jest średniawo. Piszę o towarzyskim aspekcie szkoły. Zapowiadało się, że Janek znajdzie sobie przyjaciela, ale potem stworzyła się z miejscowych chłopców paczka, która najpierw wzięła sobie na celownik jego imię, a potem i inne rzeczy typu kurtka ... Janek się nie skarżył, chociaż opowiadał mi o tym, ale nadal miał ochotę chodzić do szkoły. Raz wrócił z ustami w stanie, który wskazywał na początkującą opryszczkę, już leciałam po czosnek, kiedy mi powiedział, że to nie to, tylko, że jeden z chłopców go uderzył. No pięknie. Powiedziałam, że następnym razem ma oddać, chociaż to nie jest po linii wychowawczej tutejszego państwa, ale trudno.Ostatnio było już spokojniej. Ale mi smutno, wydawało mi się, że kto jak kto, ale on sobie będzie radził w tym względzie. Nauczycielki kocha i więcej trudno z niego wyciągnąć.
Przez te trzy miesiące sporo się musiał nauczyć wokół siebie, niby nie jestem nadopiekuńcza mamusią, wydawało mi się, że jakoś w miarę go uczę wszystkiego wraz z wiekiem, ale mam wrażenie, że jednak więcej powinnam wymagać, że inne dzieci są bardziej samodzielne. A może się mylę? Może jednak dzieci w tym wieku są za młode na szkołę? Co do nauki to ciężko ocenić, zadania domowe już są i wydaje mi się, że bardzo bystry, bardzo zdolny to ten mój syn nie jest, ale z drugiej strony skąd ja niby mam to wiedzieć? Nie ma ocen, nie ma klasówek, po zadaniach domowych widzę, że są jakieś tyły, które się porobiły przez pierwsze tygodnie szkoły, kiedy nie było żadnej informacji na temat co te dzieci robią. Teraz już idę na bieżąco i nadrabiam te zaległości, ale z moim talentem pedagogicznym... nie wiem jak przetrwam ich szkołę:( Jeden plus, że Bianka siada z nami i się też uczy i część rzeczy pamięta lepiej od Janka!

Bardzo dużo jeżdżenia, całe operacje logistyczne, Janek chodzi na naukę pływania i tutaj też żal patrzeć na brak koordynacji, ale może ja mam za duże wymagania? Zapisałam go też na zajęcia z piłką - wstęp do gier zespołowych, przerabiają ponad 10 dyscyplin z piłką - tak na luzie, są gry, zabawy, pełna godzina z fantastyczną trenerką, niestety dzieci i rodzice rezygnują, póki co został Janek i jego koleżanka z klasy, która ma ojca Duńczyka i inny pogląd na sporty niż wyspiarze. Bo okazuje się, że miejscowe dzieci chodzą na treningi kopanej, rugby, czy tenisa:( Ech....
ech, ech, ech i ECH!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Syn mój - Chuck Norris

(...)
Ja; I co robiliście na plaży?
Janek: Budowaliśmy latarnie, zamki z piasku...
Ja: To ile zamków zbudowałeś? (wiem, durne pytanie)
Janek: Wszystkie!

czwartek, 4 lipca 2013

Wklejka

Zazwyczaj 'mądrości ludowych' nie daję i nie powielam, ale w tym coś jest, chociaż może póki co bardziej tyczy relacji damsko-męskich, niż rodzicielskich.

Prawdziwe znaczenie tego, co mówi matka (kobieta?):

Może – Raczej nie
Zobaczymy – Nie ma szans
Pobawmy się w „kto potrafi milczeć najdłużej” – Ucisz się wreszcie
Ślicznie zestawiłeś ze sobą te ubrania – Nie zapomnij tego zdjąć, zanim wyjdziemy z domu
Kto ci to powiedział? – To kompletna bzdura
Pewnego dnia mi za to podziękujesz – Mam nadzieję, że pewnego dnia, nie będziesz już o tym pamiętać
Czy mama może mieć trochę prywatności? – Mama musi napić się trochę wina
Mama musi napić się trochę wina – Mama musi strzelić sobie tequilę
Myślisz, że to dobry pomysł? – To najgłupszy pomysł na świecie
Mhm… - Nie mam bladego pojęcia, o czym przed chwilą mówiłeś
Wow! Świetnie, słonko! – W dalszym ciągu nie mam pojęcia, o czym mówiłeś przed chwilą, ale wydajesz się podekscytowany
Naprawdę? - Co z tobą nie tak?
Bo tak powiedziałam – Nie chce mi się tego tłumaczyć
Za chwilkę/Momencik – Przerwę to, co właśnie robię, dopiero gdy zaczniesz wrzeszczeć
Masz zimne czoło – Wstawaj, ubieraj się i zabieraj się do tej cholernej szkoły
Zapytaj tatę – To jego kolej na bycie tym złym, hahahaha…
Ten pies tak cię kocha – Zabieraj go na spacer/Nakarm go wreszcie
Naprawdę pięknie śpiewasz – Mam nadzieję, że masz jakieś inne talenty
Kocham cię – Kocham cię najbardziej na świecie


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Nie wytrzymam...

... co się z tymi dziećmi dzieje, jakby kociokwiku dostały, z jednej strony Janek jak wstanie lewą nogą to ze dwa razy na godzinę ryczy, buczy i się dąsa, z drugiej jak się dobrze bawią to się leją i za chwilę ktoś płacze, nawet jak się nie leją to za dwie chwile i tak ryk. Jak wychodzą z zasięgu wzroku to odliczam sekundy do... Do tego dochodzi rzucanie zabawkami (a potem ryk, że się popsuły), gdybym miała konfiskowac po każdym incydencie to już nic by w domu nie zostało. I od rana upierdliwe biankowe: 'ciacho, ciacho, ciacho', przed śniadaniem, obiadem itede po kilka minut powtarza jak mantrę... osobiscie wysiadam. Spacery, ruch, jazda na rowerze nie pomagają na to, ale się zastanawiam, czy całkowite wyeliminowanie słodyczy by coś dało, chociaż co jedzeniem przedszkolnym i szkolnym?
Poddałam się też z nocnym odpieluchowywaniem - na dwa tygodnie prób dał radę trzy noce i to w kratkę, dwie pralki dziennie, zapach moczu w pokoju, mimo wietrzenia i wybieranie wody z ogródkowego oczka wodnego - dość na razie.

czwartek, 20 czerwca 2013

Bianka rośnie...

Tak, słyszałam głosy (nie, nie w mojej głowie;)), ze jest wysoka i widziałam, że w swojej grupie przedszkolnej najwyższa, ale jednak w większym skupisku dzieci ginie i jakoś nie odstaje. A tutaj już pod 90 centyl podrosła z cicha pęk. Waga tez idzie za tym, ale jest bliżej osiemdziesiątego. I dobrze. I z czego tak rosną te dzieci? Czy fakt, że przywoicie jedzą (Janek też na razie (odpukać))? Bo geny raczej nie bardzo...
Ten tydzień stoi pod znakiem jankowej szkoły i marudzenia. Jest wiecznie niewyspany, płaczliwy, jakby był chory, chociaż żadnych innych objawów nie widać. Szkoła jak szkoła, przeraziłam się widząc, co starsze dzieciaki przegryzają na drugie śniadanie - czipsy, precelki, najróżniejsze batony... widziałam jedną kanapkę i żadnych owoców. Młody był wczoraj tam na lunchu  - było kilka rzeczy do wyboru, z których - jak czytałam menu - żadna mi nie podeszła i myślałam, że Janek nic z tego nie zje, ale okazało się, że pizza przypadła mu do gustu (a jak ja mu podam to nie je!), ale Młody stwierdził, że nic by z tego nie tknął takie było nieapetyczne... hmm. Dzieci dużo tam faktycznie nie ma, z okropnym fioletowym kolorem mundurka się chyba nie pogodzę, mam nadzieję, że reszta będzie ok.
Janek nauczył się jeździć na rowerze bez podpórek - kupiliśmy mu większy, taki na jego wiek i  początki nie były łatwe, a po pierwszym wjechaniu w płot bardzo się zniechęcił, na szczęscie się jednak przełamał i już jakoś to idzie. Nadal nie potrafi zsiadać z niego, ani ruszać, ale jedzie. Bianka natomiast zrezygnowała i hula na hulajnodze. Może i dobrze, bo cierpliwość przy nauczaniu u mnie prawie nie występuje.

Tutaj akurat zbuntowała się i siadła.
A tutaj skupienie.

niedziela, 16 czerwca 2013

Prawie lato

Janek uczy się jeździć na większym rowerze bez podpórek oraz uczy się pływać, na tyle na ile może popróbować różnych ruchów kończyn podczas godziny na basenie z rodzicami, którzy uczyć ani nie potrafią, ani specjalnie nie lubią. Chociaż Młody ma chyba jakiś kurs pedagogiczny i tradycje rodzinne hihi. Ale denerwuje się tak samo jak ja. A syn nie jest tez bardzo pojętnym uczniem i zniechęca się dość szybko - wczoraj jeździł już ładnie dookoła boiska, ale w pewnym momencie nie wyrobił zakrętu i wjechał w płot, zeskoczył z roweru, ale niezbyt zgrabnie i koniec jazdy na wczoraj, a i dzisiaj nie był chętny - musi się przełamac i pedałować dalej - tak to w końcu jest. Nie można się poddawać:)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Idziemy się oswajać ze szkołą.

Tydzień temu zaspałam, zaspałam fatalnie. Nie zajrzałam do kalendarza, nie wpisałam w telefon, wydawało mi się, że 'impreza' jest na 10, ale była o 9, o czym sie upewniłam otwierając mejla o 8:58. Dzisiaj już zdążyliśmy, pomimo zmęczenia i marudzenia i ogólnie nie-w-sosie-bycia. Ale wszyscy mili byli, w sumie tradycyjnie. Na początku mogło sie wydawać, że mamy wyjątkowego maminsynka, ale zostawiliśmy go po 10 minutach samego, kiedy do zabawy zgarnęła go mistrzyni kierownicy o wdzięcznym imieniu Lily. Później już było ok - rysowanie i samochody. I najdziwniejsza część - wizyta - zapoznanie się z 'buddym'. Buddy to starszy kolega - opiekun, który przez określony czas bawi się z młodszym dzieckiem, opiekuje się nim i mu pomaga. Taka tradycja. Muszę powiedzieć, że - przypominając sobie swoje szkolne czasy i co robiliśmy w wieku 12 lat - to podziwiam te dzieciaki, że się tam młodszym narybkiem zajmowały - niektórzy bardzo serdecznie i z pasją. Janek trafił jednak na jakąś śniętą dziewczynkę, ale sam ją zagadał i jakoś poszło. Dzieciaki się teraz będą integrować codziennie, ale bez przesady - jeszcze się najeździmy - następna runda dla nas w przyszły wtorek.
Natomiast mój chytry plan, żeby się nie wykosztowywać na mundurek nie bardzo wypalił, bo jak zobaczyłam kolor przewodni to zwątpiłam, że go gdziekolwiek znajdę;).

sobota, 8 czerwca 2013

Faza walki.

Dzieci wkroczyły w taki okres, kiedy widzą jedną zabawkę - w danym momencie tą samą:( Pierdyrnaście razy dziennie wyrywają sobie, a to auto, a to piłkę, dinozaura, nawet kredkę. Przepychają się przy zjeżdżalni, piaskownicy, klockach, torze dla auta. Okazyjnie następuje zepchnięcie z roweru. Nie cierpię tego. Teraz też siedzę skulona i odliczam czas do osiemnastej, kiedy włączę bajkę i przez kwadrans (moooooże) będzie spokój, a potem Janek stwierdzi, że jest głodny i już do nocy będzie wołać jeść, a Bianka pójdzie wywalać dopiero co posprzątane zabawki, których później nie będzie chciała posprzątać, bo zbyt zmęczona. Pojawiła się perspektywa samotnej wyprawy kajakowej, nie podniecam się za bardzo, bo... jak się napalę to nic z tego nie będzie:(

niedziela, 5 maja 2013

Dzieci rosną i rosną...

Ledwo szafy wymienione, a tu widać, że znów 'wybiły'.
Z Janka ciągle wszystkie spodnie lecą, szelek nie znosi, ale je ładnie (w porównaniu z innymi dziećmi, co miałam ostatnio okazję poobserwować). Ciężko było z tym jedzeniem u niego i mnie ciężko nie wiedząc, czy mają sens próby szantazu i przekupstwa, kiedy nie chciał jeść, ale chyba koniec końców wyszło na dobre, bo teraz je i to sporo rzeczy, nie ogranicza się do kilku potraw, czy składników.
Dostałam go do super hiper niby bardzo dobrej szkoły i zobaczymy jak to będzie - na pewno 10 mil dziennie zrobię lekko licząc;) Czy jest już gotowy na pójście? Nie widze tego, ale też specjalnie nie ma wyboru. On nadal gada co chce i robi co lubi, nie potrafi np. opowiedzieć fabuły bajki, którą czytałam mu sto razy. Z drugiej strony potrafi bardzo dobrze narysować scenkę z tej bajki. W ogóle rysowanie idzie mu rewelacyjnie - moim zdaniem oczywiście. Ale też jeśli tutaj tak jest, że kierunkują wcześnie to nadal chyba jest za wcześnie, bo masy rzeczy jeszcze nawet nie spróbował. Miał okres zadawania pytań, ale krótko i jak słyszę o co czasem pytają jego rówieśnicy... takie rzeczy jak pytanie o śmierć nie przychodza mu w ogóle do głowy. Nie powiem, że się nie zastanawiam co to może znaczyć i dlaczego tak jest. Czy czasem nie moja wina, bo za mało nawijam do nich...
Janek teraz ma głupie pomysły czasami, ale generalnie jest grzeczny, usłuchany, da sobie przetłumaczyć, taki kochany synuś mamusi.

Bianka to insza inszość.
Puścilismy ja do przedszkola w lutym na dwa poranki, a ona nadal się dąsa jak ma tam iść i nie chce:( Na miejscu już jest dobrze, ale ciągle chyba wolalaby być w domu. Trochę jej się mowa ruszyła, zaskoczył mnie jej 'skromniutki' głos - jakoś sobie ubzdurałam, że bedzie miała mocny głos, a tu taki zwodniczy, dziewczątkowaty - oj da ludziom popalić. Stąd z dnia na dzień jak się w końcu wsłuchałam w jej szczebiot to wyłapałam masę słów lub końcówek i ich początków - jej komunikat zaczął mieć sens. Rozszalała się na hulajnodze i układa puzzle pasjami - potrafi złożyć układanki, które kilka razy z nią ułożyłam - od 12 do 24 kawałków i jest sprytna w dopasowywaniu kolorów tylko manualnie czasem nie daje rady. A do snu koniecznie musi pooglądać książkę, co Janka w ogóle nie interesuje, bo on żyje w świecie Toy Story od rana do wieczora. Oczywiście nie daję się bratu, wręcz przeciwnie - wyrywa mu piłkę, klocki, co tam akurat się nadarzy, razem też szaleją oczywiście, ona nie zna strachu, nie jest nadal ostrożna, choć nie jest tak źle jak jeszcze pół roku temu, chce robić to wszystko co Janek... No i jest nerwowo, bo ja jej nie na wszystko pozwalam. Poza tym ma jakiś jęczący okres, a to mnie doprowadza do szewskiej pasji. Przedszkole też przestawiło jej coś z jedzeniem - ponieważ po śniadaniu zawoże ich zwyklę na przekąskę, więc teraz je mniej śniadania i chce dojeść po, a co? Oczywiście ciacho. Bo w przedszkolu jakoś tak wychodzi, że jest ciacho... W menu jest róznie, ale w zeszyciku ciągle to samo. Więc gorzej i ze sniadaniami i z obiadami i tylko jęczenie o słodkie...
A poza tym zmęczenie nie odpuszcza... organizuję mini wakacje, tak, żeby trochę mniej pobyc z dziećmi, ale to chyba do końca i tak nie wypali.

piątek, 8 marca 2013

Papierologia...

... zawsze dopadnie. Dostałam list z informacją o zapisach Janka do przedszkola, czy zerówki właściwie. W Polsce:)
Zameldowany to jest fakt, ale skąd oni wytrzasnęli informację, że jestem zamężna, skoro nie jestem? Napisałam mejla - nie wystarczy, trzeba przesłać pismo, a we wrześniu drugie z potwierdzeniem z przedszkola, do którego chodzi. I czy tak będzie do końca obowiązkowej edukacji w Polsce?
Wiem, że się czepiam - dobrze, że mają jakieś dane i się o dzieci upominają, ale... muszę sprawdzić jak bardzo wymeldowanie skomplikuje sprawy paszportowe.

sobota, 2 marca 2013

Bianki słowa na sobotę.

Z tych, które wyłapałam i zapamiętałam: zjadłam, czikyn, dige(r), daj mi, sama, ja sama - te ostatnie ulubione od tygodnia.
A ile tych, których nie pamiętam, jeszcze więcej niezrozumiałych. Ale ruszyło, to ważne:)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Jak sprawdzić będąc w kuchni...

...czy dziecię - nadzwyczaj ciche przy kąpieli - jeszcze dycha, czy eksperymenty z nabieraniem powietrza pod wodą już się źle skończyły.

- Janku żyyyjesz?
- Nieeeeeeeeeeeeee.

I wszystko jasne:)

sobota, 16 lutego 2013

Kupiłam międzynarodowy bestseller.

Na gwiazdkę dziecku kupiłam polecaną gdzieś książkę. Nie za bardzo się zagłębiałam w szczegóły, bo wiadomo jak to przed Gwiazdką - w ostatnią znowu wszystko zamawiałam za pięć dwunasta, więc jak mogłam wreszcie rozpakowac i przyjrzeć się z bliska to byłam rozczarowana. Oj bardzo. A okazało się, że jednak hit - nie ma lepszej ksiązki - obydwoje wyrywają ją sobie z rąk i żeby poczytać. To trzeba zamówić następne:)

piątek, 1 lutego 2013

Poszła Ola do przedszkola...

No niezupełnie Ola, ale tak czy siak wesoło nie było.
Trzy dni w tym tygodniu miała pójść na godzinę - dwie, żeby się przyzwyczaić, a dzisiaj już na 4 godziny. I okazało się, że 4 godziny są lepsze niż jedna. Bo jedną to spokojnie daje radę przewyć, a czterech nie dała - w rezultacie jak przyszłam to już się ładnie bawiła ... jest nadzieja, bo jeszcze wczoraj wieczorem byłam załamana.
Coś się natomiast chrzani ze spaniem i rytmem dnia. Janek po przedszkolu był wykończony, a ta - wulkan energii - mimo spaceru po lesie, wyciu i nowych wrażeniach. Zasnęła dopiero jak przywiozłam Janka do domu, ale też na 2 godziny i potem marudziła aż do wieczora (do uduszenia?). Bardzo źle znoszę takie jęki, już wolę jak płaczą:(
W ogóle ten tydzień stał pod znakiem kursowania dom-przedszkole-dom... przeszło mi przez chwilę przez myśl, że już niedługo będę miała dość i trzeba to będzie jakoś inaczej zorganizować, ale niech Janek pójdzie do szkoły, a ja znajdę pracę.

niedziela, 27 stycznia 2013

Dzieci wystrzeliły.

Obydwoje na raz. Dobrze, że miałam trochę 'zapasów' porobionych, bo byłaby masakra finansowa. nagle wymiana całego obuwia (Bianka jesienią miała 5, teraz niby 6,5!), spodni i kurtek A jest tak ni w pięc ni w dziewięć - nie wiadomo, czy zima wróci, czy nie, czy kupowac nowe kozaki na - być może - jeden raz, czy się przeturlamy do wiosny w welliskach? Dłużnicy jakoś niechętnie wyskakują z kasy - nic dziwnego - w styczniu część z nich płaci podatki, a tu jeszcze Bianka do przedszkola...

piątek, 25 stycznia 2013

Terror laktacyjny vs sielanka butelkowa.

 W swoich błądzeniach sieciowych natknęłam się na blog butelkowy. Niektóre wpisy były z sensem, ale niektóre nie bardzo. Nie chcę się specjalnie gdzieś logować, żeby wstawić komentarz, bo ileż można, tylko skomentuję u siebie:
 http://butelkowy.blox.pl/2012/01/Placz-dziecka-a-karmienie-piersia-butelka.html
Moja dwójka karmiona piersią nie potwierdza tych badań zupełnie. Ale od początku siedziałam nad nimi i uczyłam się co i czym sygnalizują, po tygodniu już wiedziałam, kiedy chcą jeść, kiedy zmęczone, mokro etc. Nie musiały się dopominać jedzenia płaczem, nie wyciszały przy piersi, bo były nauczone, że pierś służy do zaspokajania głodu, a od wyciszenia jest matka. Na noc dawałam dwa posiłki w krótkim (1-1,5h) odstępie czasu, więc też stosunkowo wcześnie przesypiały całą noc. Niestety uważam, że matki nie uczą się swoich dzieci (pomijam przypadki ekstremalnych charakterów) i miotają się nie wiedząc o co oseskowi chodzi karmiąc piersią i używając jej jako panaceum, albo dają mm, żeby mieć szybko w miarę święty spokój.

A już komentarz o tym, że przygotowanie mleka trwa tyle, co wyciągnięcie piersi - wielkie buhahahaha, chociaż oczywiście to nie wyścig:)
I więcej nie napiszę:)

sobota, 19 stycznia 2013

I drugi śnieg.

Spadł wczoraj wieczorem. Modlitwy całonocne o nieroztopienie odniosły skutek, więc można się było wybrać na górki. Dzieci szybko się umęczyły, no, ale przywykną mam nadzieję i bedzie lepiej - tylko potrzeba drugich sanek, bo Janek chce sam i koniec, no i oczywiście więcej śniegu, a mniej stopni Celsjusza:) Jeszcze w ogrodzie daliśmy radę ulepić bałwana, a tu już słońce zaczęło świecić  mocno i wszystko błyskawicznie stopniało - oprócz korpusu, który uklepałam, żeby się ostał.

Dziś dzieciaki dostały też pierwsze prezenty urodzinowe - oczywiście wiadomo, że jak jedno coś dostaje to i drugiemu trzeba, ale Bianka chyba woli lego od kuchenki.
Coś się chyba z jej mową zaczyna dziać, bo coraz częscie słyszę, że mówi poprawnie nowe słowo, ale nie jestem pewna, czy świadomie, bo wygląda, to trochę jakby jej się wyrwało automatycznie. Jak proszę o powtórzenie to już nie działa.
Słowo tygodnia: nie i tak - dotąd tylko kręciła głową:)

wtorek, 15 stycznia 2013

Pierwszy śnieg...

... tej zimy, ale trzeba się było udać po niego na wschód.  Przy śniadaniu Janek przypomniał sobie o samolotach, a ja nieopatrznie rzekłam, że możemy pojechać i już nie było odwołania, mimo, że lepiej by było jechać jutro z Młodym. Więc ruszyliśmy, od razu za wsią było widać chmury śnieżne i za chwilę zaczęło padać. Muzeum lotnictwa zamknięte, hangary, samoloty, wszystko, dzieciaki rozczarowane, na szczęscie był świeży śnieg, więc atrakcja - kulki, rzucanie, zjeżdżanie z górek na pupie. Po godzinie było znowu czarno- zielono, a wstrząsy padły.
Janek klnie po angielsku, nie mogłam dojśc skąd, więc padło na przedszkole, a to raczej 'tylko' Toy Story. Muszę w końcu obejrzeć od początku do końca.

niedziela, 13 stycznia 2013

An!

Postępy córki w mówieniu matrwią mnie jednak, możliwe, że za mało do niej mówię, a za dobrze rozumiem, zatem postanowiłam ją uczyć kolejnych słów. Na pierwszy ogień poszło imie brata. Dała radę:)
Woła głośno: An! Aaan!
Teraz muszę nauczyć Janka, że oprócz Jan, Janek i Dżan - An to też on:)

sobota, 5 stycznia 2013

nadrabianie zaległości

Pół roku zaległości... taaa
Wygląda, że notka będzie chaotyczna.

Bianka - coż Bianka... nadal mało mówi: mama, tata, pupa, papa, am, jeszcze (ale bardzo niewyraźnie), dzidzia, tu, tam, babcia, ciocia, dziadzia (ciocia i dzidzia brzmią bardzo podobnie: dziacia, albo ciacia), kółka, kulka, lala. Rozumie sporo, bardzo dużo pokazuje w książkach, naśladuje odgłosy kilku zwierząt, ale nieporadnie. Zgrali się teraz z Jankiem pod względem spania - budzą się w tym samym czasie i chodzą spać - ona czeka aż przyjdę i będę czytać bajki, co prawda nie słucha - czyta równolegle i na głos, ale coś chyba z tego jednak łapie. Jeszcze też drzemie po południu, ale coraz krócej i mniej chętnie, na wiosnę chyba się już w tym pożegnamy. Odpieluchowałam ją szybko i bezboleśnie - pewnego dnia dokopała się do zapomnianej książki, w której była dziewczynka siedząca na nocniku. Pokazała ręką do góry, potem na tą dziewczynkę, potem wzięła mnie za rękaw, żeby pójść. No, ok. Przyniosłam nocnik i już poszło. Miała jeszcze problemy z sygnalizowaniem na czas, ale teraz się już wyrobiła i nawet jak zapomnę włożyć pieluchę i jedziemy np. na zakupy to wytrzymuje. Z drugiej strony jak ją przewieje po spacerze to ma problem i nie daje rady utrzymać, nawet jak zareaguję natychmiast. A pogoda jest taka, że nie wiem jak te dzieci ubierać.
Z jedzeniem nie ma problemu - poza jajkiem i serem żółtym, chociaż ostatnio udało mi się żółtko przemycić w żurku. Jest dzika za burgerem wołowym z musztardą, kapustą modrą - ku memu zdziwieniu. Dobrze rośnie i równo, wciąż wydaje mi się, że jest drobna, ale wcale tak nie jest. Od lutego ma iść do przedszkola, bo od jakiegoś czasu chce już zostawać tam z Jankiem.

Tej jesieni choróbska żadne się nie przyplątały (odpukać), chociaż był katar przez dłuższy czas jak włączyłam ogrzewanie, ale za to niestety w Wigilię wyczerpaliśmy zapas szczęścia i przy trzecim upadku ze schodów Bianka połamała sobie obojczyk:( Z nią mam trochę jak z tabletka antykoncepyjną - pilnujesz, pilnujesz, pilnujesz, jedna chwila nieuwagi i wpadka! Chociaz w sumie potrafi też coś wywinąc na moich oczach. Złamanego obojczyka się nie gipsuje, po dwóch dniach syrop przeciwbólowy już tez nie był potrzebny, ale czy to przeszkodziło mojej córce rzucać się połamanym miejscem na fotel? Wcale...
Wymiękam na całej linii i czekam tylko jak jakiś GP zajrzy do kompa - bo tam ostatnie dwa wpisy będą takie: sierpień - złamanie ręki, grudzień - złamanie obojczyka. Pomiędzy tym może mieć jeszcze ewentualnie uwagę, że nie stawiliśmy się do dermatologa na sprawdzenie. A nie stawiliśmy się, bo wydawało mi się, że to jest 23 października, a było 3. Oczywiście list znalazłam w listopadzie... Bad mum again.

Pod koniec września polecieliśmy do Polski, dzieci miały dużo atrakcji, Bianki nie można było ściągnąć z kuca, a i Janek się nie bał i chętnie jeździł. Park dinozaurów, wyniesienie pod pachą ze ślubu tesciów i oczywiście największa atrakcja - lot samolotem. Stresowałam się dość sporo, bo do kraju leciałam sama z nimi i dwoma bagażami podręcznymi, ale nie było żadnych problemów. Dzieci były grzeczne, a przy podchodzeniu do lądowania pisczały z uciechy, jak zeszliśmy schodami Bianka zobaczyła drugi samolot i od razu tam mnie ciągnęła, że chce jeszcze raz.

Janek się 'rozrysował' - ulubione zajęcie, rysuje wszystko co lubi, co zobaczy, rano się budzi i nawija co za chwilę narysuje, jedzie do przedszkola i to samo. Zapisaliśmy go na piłkę nożną i dało mi to do myślenia na temat - czy to dziecko nadaje się do tego, żeby od sierpnia rozpocząć szkołę, bo ma duże problemy ze słuchaniem i wykonywaniem poleceń. Oraz potrzebuje czasu, żeby się oswoić z nową sytuacją.
W tym roku jasełka też nie za bardzo wyszły - nie wiem, co go zdenerwowało, ale po pierwszych 3 minutach zaczął płakać i wyszedł z opiekunką i swojej roli nie odegrał:(
Były jeszcze urodziny Freyi, chodzenie po górkach całą jesień, fascynacja choinką...pewnie sporo mi umknęło. Cieszę się, że na razie udało nam się uniknąć problemów z zatokami i że polepszyło mu się z jedzeniem. Natomiast powrócił do pieluch w nocy i nie za bardzo mam pomysł co z tym zrobić.

Spóźniona zgadka świąteczna, co to jest: diger na bombeczku:)

uff:)

archiwum przeniesione, stary blog wysłany do kasacji, można znowu pisać spokojnie:)

archiwum VII, VIII i IX 2012


zmęczenie,

a dzieci rosną, a wraz z tym rosną obowiązki – coraz więcej prania, sprzątania, zmywania, uważania… podobno ma być gorzej…hmmm
Janek, coż Janek – nabawił się opryszczki – na razie ćwiczę smarowanie czosnkiem – ktoś kiedyś na jakimś blogu polecił – jak do poniedziałku nie zejdzie udamy się do apteki. Poza tym coraz lepeij rysuje – jak mu się chce. Wyglada to tak, że jest parę dni regresu – chce, żeby mu rysować na określony temat, a potem nagle zabiera się sam i tworzy ładne mazie. Nie za bardzo mam porównanie z innymi dziećmi w tym wieku, ale mnie się podoba. Poza tym bawimy się głównie w domu – po ospie pogoda była koszmarna i nawet w odpowiednim ubraniu było za smętnie, żeby robić dłuższe spacery, więc gramy w pamięć – Najlepiej mu idzie przy 12-16 parach.
Bianka weszła w fazę, która Janek też miał, czyli muszę zamknąć każdą furtkę na drodze. Poza tym nauczyła się biegać i chociaż jeszcze się potyka, to sprawia jej to dużą frajdę. Odkąd wyrzuciłam smoczki jej mówienie nie poprawiło się za bardzo – a to już miesiąc prawie – za to nie chce sama zasypiać, nie trzeba koło niej leżeć – wystarczy, że ktoś jest w pokoju, ale czasem to bardzo długo trwa! Stara się ściągać z siebie ubrania i je nakładać, nadal nie przepada za czytaniem, może poza kaczką dziwaczką, ale i tak muszę z pamięci recytować, bo za szybko przewraca strony. Za to Janek już polubił wieczorne czytanie, z tym, że nie można przeginać, czasem po dziesięciu minutach ma już dość – pół godziny to maksimum.
Postanowiłam też skończyć z nocną pieluchą u niego i na początku był sukces, bo przez dwie noce wołał na nocnik, a potem było tego sukcsu pół – muszę go sama budzić ok. północy i rano jak się tylko obudzę – przeważnie zdążam, ale czasem nasika. Jednak ma taką fazę snu nadal, że ani nie czuje, ani nie kontroluje, ani mu to nie przeszkadza, a a słyszę później, bo zaczyna kaszleć.
I tak. Wpadłam na kilka fajncyh pomysłów wakacyjnych, ale za późno, żeby mnie było stac na ich realizację, więc nie wiem jak będzie, ale ja czasami wysiadam.


Mistrz komplementowania


Janek jest czasem bardzo wylewny w swoich uczuciach do Bianki. Dziś od rana jej słodził – a jaka mała, a jaka ładna, a jakie ma małe paluszki i głaskał i przytulał…
W pewnym momencie oderwał się od zabawy i podszedł jak ją przebierałam:
- Mama a Bianka jest ładna…
- No jest:)
- …jest ładna jak spoiler.
Wyrobi się jeszcze co nie?
P.S: Bianka kończy dziś półtora roku, kombinuję gdzie ją zważyć i zmierzyć, przedwczoraj nauczyła się posługiwać hulajnogą – potrafi przejechać korytarz i salon – nie jakoś szybko, ale trzyma równowagę i odpycha się lewą nogą! A Jankowi 3 miesiące do czterech lat… jak to minęło?


„Derwisz tańczy trzeci dzień…”

A Bianka zaczęła czwartą godzinę snu – jak nie ona. Akurat siedzę jak na szpilkach, bo jedziemy zobaczyć nowy ‘przychówek’ kolezanki, a zaraz się zrobi za późno!
No, ale nalezy jej się, sporo dzisiaj przeszła – nudną podróż do centrum, gdzie znowu 20 min. szukałam parkingu, a jak w końcu znalazłam to parkometr nie łykał drobnych, tachanie po lekarzach, prześwietlenie, bandażowanie, znowu prześwietlenie, bo pierwsze nie objęło łokcia, a potem pielgrzymkę do parkometru, bo 2 i 5h nie starczyło i na koniec gips:( Ciągle ją musiałam odrywać od zabawe i zabawy, więc na końcu dała koncert.
Nawet nie wiem kiedy dokładnie to się stało – mam podejrzenie, ale pewności nie. Nie był to żaden spektakularny upadek – codzienny bym powiedziała, bo Bianka co dzień coś zalicza i nie robi się od tego dużo ostrożniejsza. A tu kość przedramienia złamana jednak, co gorsza mogła z tym chodzić i tydzień, bo nie pokazywała, że ją boli reka, czasem popłakiwała i wkłądała obie dłonie do buzi, więc myślałam, że to zęby. Dopiero jak dwa razy ją pociągnęłam za rękę przy podnoszeniu i się wydarła to coś mi zaczęło świtać, po obserwacji poleciałam do lekarza, a potem na prześwietlenie i tak o. Kości ma w takim razie bardzo kruche, chociaz lekarze pocieszają, że czasem wystarczy lekki upadek i zły kąt.
Alergie jakby przechodzą: kefir jest juz ok, normalne jogurty też, ryba i
jajko spoko. Za to coś jest na rzeczy z ogórkiem kiszonym i
korniszonem, czego nie pojmuję. Po normalnym ogórku nic jej nie jest, po
czosnku też, może ocet? A wyrywa się do ich jedzenia, że jak tylko
widzi na czyimś talerzu to przylatuje i trzeba jej dac. Co dziwniejsze
jest to kontaktowe – bąbelki wychodzą w miejscu jak tego ogórka złapie,
poza tym nic jej nie jest.
Bianka na 19mies. ma 11,5kg i 83cm wzrostu – na ile mogłam ją sama zmierzyć. I się zrobiła przylepa, zwłaszcza jak Młody ma kilka dni pod rząd wolnego.
Nadal nie mówi – czasem jej sie wyrwie: mama, tata, ale nie widzi potrzeby na co dzień. Oglądając książeczkę pokazuje i mówi: tu, czasem jaby gdzie, czasem dzidzia, na wszystkie zwierzęta ma ten sam odgłos jak ją pytam jak robi pies, czy ptak. Piszczy donośnie na widok każdego psa, czy kota w zasięgu wzroku, a od niedawna nawet na widok małych dzieci.
Natomiast nastolatki miejscowe dziubdziają nad nią jak głupie. Akurat zaczęła się szkoła i dwa dni w tygodniu przywożę Janka z przedszkola w godzinach jak szkoła się kończy. Laski zaczepiają, zagadują, ‘ciumkają’, pytają o imię… 11-13 lat. Dla mnie to zupełnie niepojęte. Do głowy mi nie przyszło interesować się dziecmi w tym wieku. Pewnie dlatego, że miałam takiego bobasa w domu i nie było to nic fajnego.

Napisane przez goska około 4 miesięce/y temu.
biedna malutka, mam nadzieję, że szybko ta przygoda będzie jedynie niemiłym wspomnieniem
nie wiem jakie parametry ma moja latorośl, ale chyba jest wyższy, ubranka nie sa dobrym wskaźnikiem – bo bluzy na 94 ale spodnie z tego rozmiaru to często dwa razy musiałabym go okręcic:)


o ja jego…

też robię wypad – to mnie przerosło…znaczy hasło z min. 6 literami – mam nadzieję, że go nie zapomne do wyprowadzki

archiwum V i VI 2012


miesiąc mija…

…a notek brak:(
I czasu.
Dzieci rosną i rozwijają się – co dzień odkrycie – np. ze dwa tygodnie temu okazało się, że nagle Bianka ma trzy czwórki, a teraz czekamy na czwartą, która wykluwa się w bólach. Mówić nie mówi nadal, ale doskonale sie rozumiemy, natomiast załapała książki – a konkretnie jedną – Kaczkę Dziwaczkę… przypuszczam, że nawet telefonicznej słuchałaby z zainteresowaniem, gdybym zainwestowała w odpowiednią ekspresję i kilka sztuczek cyrkowych. No, ale jest dobrze – jak mówię: Bianko poczytamy, to leci z uśmiechem na ustach i dokładnie wie co przynieść. I zanosi po wszystkim z powrotem na półkę.
Na razie je chętnie co jej daję – ja zazwyczaj jadam jak już nakarmię dzieci, a ten żarłok jeszcze przychodzi i sępi ode mnie…
Po wizycie u dietetyka odstawiam Nutramigen – o dziwo masa rzeczy brzuszno-kupowych natychmiast się poprawiła! Chyba było za długo dla niej. Daję teraz soję, odrobinę serów żółtych, normalny chleb – coś tam zawsze ją wysypie, ale jest dużo lepiej!
Poza tym cholera z niej! Ledwo wstanie musi rozwalić wszystkie zabawki po pokoju, jak się dorwie do puzzli – to samo, zabiera Jankowi zabawki, które on na chwilę spuści z oka podczas zabawy i ucieka i ma ubaw, że on jęczy. Albo staje mu w ekranie tv jak ogląda bajki!
Ale trudno się na nią gniewać – tak się śmieje – ciężko zachowac powagę… pisałam to już kiedyś;)
Na 16 miesiąc miała 79cm i 10kg – drobniutka, ale na grupie mam dwoje starszych i mniejszych dzieci, więc się nie martwię.
Janek wydobrzał po kolejnym ataku bólu brzucha, gorączki i niemocy ogólnej. Trochę mam zagwozdkę – nie udało mi sie wydębić skierowania na badanie krwi, mocz czysty, a o kupie zapomniałam… Po tym wszystkim co się działo obstawiam robale, albo nerki, albo nerwicę… Teraz od tygodnia jest ok – apetyt wrócił, na brzuch się skarżył coraz rzadziej, od dwóch dni w zasadzie nie słyszałam… bóle głowy przeszły wraz z kupnem inhalatora – dwie sesje wystarczyły, zatoki zeszły i już, ale co dalej nie wiem…jak jeszcze raz coś takiego nastąpi to zabieram kajdanki, przypinam się do kaloryfera i nie wyjdę póki nie zdiagnozują.
Poza tym ciągle jakieś niespodzianki z nim wyskakują… bawi się raz autami i nagle słyszę jak nuci ‘Radio gaga’… no puszczałam mu kiedyś i tak nagle zakwitło… albo popowe przeboje z radia. Wycina zawzięcie i w skupieniu to, co sobie wcześniej narysuje, a rysuje już całkiem skomplikowane rzeczy: traktory, autoportrety, Heffalupmy, żółwie, od dawna już mnie nie prosił o rysowanie, więc może przedszkole? Konstrukcje z klocków też sa już bardzo skomplikowane – przyznaję się bez bicia – dla mnie nie jest to materiał odpowiednia do budowania tego co mam w wyobraźni, ale dla Janka jest. Zbudował ‘schody’ – coś bardzo podobnego do jednego budynku postawionego niedawno w Chinach przez jedno znane biuro arch. Zastanawiam się, czy mógł gdzieś widzieć ten budynek… nie wiem. W każdym razie wkleję to jak obrobię zdjęcia. I znowu – a może to przedszkole, a ja sobie wkręcam filmy?
No, ale cięzko jest tego nie robić, bo każde nasze dziecko jest najcudniejsze;):)


od trzech dni…

Jan łazi za mną i mantruje: Mamo, a ja Ciebie kocham…
i leci się przytulić, za 5 minut znowu: Mamo, a ja kocham Ciebie…
ja też Ciebie kocham synku…
i za 5 minut znowu…
miłę to jest, ale po pierwszym dniu miałam dość;)
dziś już trochę wyluzował, zobaczymy jutro:)

Ospa…

…welcome – tośmy się uziemnili:) Ani dnia sportowego, ani balu piratów nje budjet:(
A co gorsza plazy, bo piękne słońce teraz u nas i gorąco… Ech, no, ale przechorują i z głowy!

Napisane przez goska około 7 miesięce/y temu.
aaaa, ale racja:)


Ospa cz. 2

Myślałam, że to szybciej pójdzie, ale ze względu na tzw. różnice kulturowe Janek pójdzie do przedszkola dopiero jutro, a że Biankę wysypało w poniedziałek to będziemy uziemnieni łacznie na ponad miesiąc ech..
no, ale już będzie przechorowane,
już będzie przechorowane,
już będzie przechorowane….

archiwum III i IV 2012


Dotyk cudu

Zabraliśmy dzieci do ‘małpiego gaju’. Szaleństwo!
Na ‘wybiegu’ dla młodszych dzieci była dziewczynka. Sama nie wiem, czemu przyciągnęła moją uwagę. Była wyższa od Bianki i wydawała się starsza, ale komunikacyjnie tak samo cofnięta jak moja i jakaś ‘niepewna’ ruchowo… miałam wrażenie, że jest nieśmiała. To jej mama mnie zaczepiła pytając ile Bianka ma lat. Okazało się, że miały urodzić się tego samego dnia, ale tamta dziewczynka też zapragnęła wyjśc szybciej, tyle, że o 3 miesiące szybciej! W 25 tygodniu… Ileż ci rodzice mieli szczęścia! Kilka dni wcześniej i nie wiadomo, czy by ją w ogóle ratowano, a tak… prawie nie widać, że to wcześniak, lekarze też jak dotąd nic nie znaleźli i dziewczynka rozwija się niemal normalnie, a ważyła trochę ponad pół kilo… Hormony już się unormowały, ale nadal mam oczy po wilgotnej stronie jak sobie ją przypomnę i nie potrafię wyobrazić sobie co ci rodzice przeszli…
 
Napisane przez goska około 10 miesięce/y temu.
mam to samo. Absolutnie nie mogłabym obecnie pracowac z dziecmi, zero dystansu. Nie moge czytac, ogladac zadnych apeli o pomoc dla chorych dzieci, programów o dzieciach. Tak sie porobiło, że w kazdym widzę Macka, kazde jest troche moje.


Yesterday…



Napisane przez goska około 10 miesięce/y temu. 
kurcze….mam nadzieję, że wszystko dobrze
to jest to czego zawsze się bałam w tym całym macierzynstwie
Napisane przez miss około 10 miesięce/y temu. 
wszystko dobrze, wszyscy żyją, trzeba wstać, iść dalej i bardziej uważać


Rekord domu!


19 29 i oba brzdące śpią, wiosna przyszła, więc Bianka natychmiast po przebudzeniu domaga się kubka wody, a potem płaszczyk i do ogrodu i nic to, że matka bez kawy, a reszta bez śniadania, ona musi i już! Więc dziś moje muchy popadały – Janek po całym dniu przedszkola usnął w połowie ulubionej bajki, a Bianka ledwo wróciliśmy do domu od razu ciągnęła do spania.
Po niedzielnym upadku nie ma ani siniaka, ja natomiast nadal obraz przed oczami…
Wczoraj minęło jej 14 miesięcy. Bilans?
Mówienie nadal w granicach artykulacji dźwięków pierwotnych, od czasu do czasu zdarza jej się rozpaczliwe ‘mamaaa’, ale to jak już jest zupełnie bezsilna, sposobem na pokazanie co chce jest wzięcie mojego palca za rękę i poprowadzenie w określonym kierunku. Zaczęła tańczyć jak puszczam muzykę okręca się dookoła własnej osi, uwielbia jak się ją wozi na rowerze, uwielbia uciekać, wymuszać krzykiem i płaczem, pojechać daleko z nią ciężko jednak (samochodem), więc na razie robimy krótkie wycieczki. Ma już coś w rodzaju lęku separacyjnego. Na ostatniej grupie zostawiłam ją samą w kącie z zabawką, którą dopadła, przez chwilę się bawiła, a potem zaczęła się rozglądać za mną. Trwało to nieco, bo może cztery, może pięć minut szukania wzrokiem, ale w końcu buzia w podkówkę i ryk. Poza tym jest śmiechowa – pokazuje głową nie jak ma dość jedzenia i wczoraj zainteresowała się łyżeczką – chce już sama jeść.
Dzisiaj też byliśmy na szczepieniu trzy zastrzyki, masakra. Nie wiem czemu, ale przyspieszyli MMR (Janek był szczepiony w 18 miesiącu). I tak odwlekłam nieco, bo teraz tu się szczepi roczniaki! Janek zresztą miał drugą część w ub. tygodniu – też przyspieszyi o rok, a pielęgniarka na moje pytanie: dlaczego odpowiedziała, że nie wie.
Ja się naprawdę staram trzymać z dala od teorii spikowych, mimo że mam skłonności, ale ponieważ nie mam tyle czasu, żeby się grzebać w źródłach, więc… trzymam dystans. Ale o co chodzi z tymi szczepieniami? Pogrzebałam dzisiaj chwilkę i się okazuje, że najnowsze badania wykazały dziurę w odporności dzieci, dlatego w niektórych krajach szczepią już na odrę, świnkę i rózyczkę dzieci 9 miesięczne. A potem trzyletnie, mimo, że dotąd były rok później (jak nie dwa). Więc, które badania były niedokładne? Te, po których dopuszczono szczepionkę do użytku i wyznaczono odpowiednie terminy i odstępy? Co się stało, że te daty już nie obowiązują, skoro szczepionka się nie zmieniła?
Nie wiem.
Dostały dzieciaki jedną, więc już lepiej dać przypominającą, niż zostawić to w połowie, ale, mam dużo ale:(

Napisane przez goska około 9 miesięce/y temu. 
Bardzo obawiałam sie tej szczepionki, nakręciła mnie kolezanka, która ma młodsze od naszych dziecko i ona panikuje strasznie. Osobiście nie szukałam takich informacji – i tak po przeżyciach z końcówki ciąży będę się bała wszystkiego do końca życia. Najpierw mój kolega szczepił swoją małą a Maciej miał ponad tydzień temu, oprócz wrzasku przy wkłuciu żadnej reakcji. Podpytałam pielegniarki i mówiły, że nie zdarzyło sie aby z jakims dzieckiem coś się działo po tej szczepionce a stosuja ja od kilku lat. Więc.
A Bianka fajna smieszka, ze zdjęc taka sie objawia, coś takie go ma, jakies figielki w oczkach:)


Kinderbal po wyspiarsku:)

Janek dostał zaproszenie na urodziny od kolegi z przedszkola, kolegi miejscowego. Pomyślałam tylko – no zaczęło się;)
W zasadzie zaproszenie było od dwóch chłopców, z których jedno imię kojarzyłam, a drugiego nie. Ale po krótkiej pogadance z przedszkolankami ustaliłam, że jeden jubilat jest w Janka wieku, a drugi to jego starszy brat i dlatego go nie kojarzyłam. Dwa następne dni ścigałam koleżanki, żeby się podpytać jakie zwyczaje tu panują. No i wyszło, że w takim wypadku (jeśli jedno z dzieci nie jest nam znane) idziemy jakbyśmy szli tylko do kolegi, czyli jeden prezent. No ok.
Zawiozłam Janka na ustaloną godzinę do community centre – taki ośrodek wioskowy, gdzie zazwyczaj są jakieś sale funkcyjne, kafejka, małpi gaj dla dzieci, często basen… W holu stał dmuchany pałac do skakania oraz miejsce do siedzenia dla rodziców, z boku jakieś zakąski i picie, ale takie nierozpakowane.
W zasadzie prezentów nawet nie wręczyłam (kupiłam jeszcze cukierki drugiemu dziecki, bo mi jakoś tak wypadało), bo nie było jak, położyłam przy kurtkach i zostały zabrane na kupkę. A dzieciaki szaleć – do zamku i drugiej sali z piłkami i materacami. Po pół godzinie wszystkie męskie brzdące zdjęły koszulki, bo było za ciepło i tak latały z holu do sali i z powrotem, w międzyczasie wskakując po picie.
Po godzinie takich szaleństw zastawiono stoły – papierowe talerzyki, na nich wszystkiego po trochu – paskudna kanapka, paróweczka koktajlowa (nie zdrabniam, tego się nie da nazwać parówką), kawałek pomarańczy, winogrona, coś słodkiego, czipsy… jedzenie genralnie typowe jak u miejscowych na party, ale niedobre:( Toteż dzieci trochę pomamłały i pobiegły do zabawy. Po 20 minutach (zabawa byłą przewidziana na 1,5 godziny) znowu zaczęto zgarniać dzieci do stołu na dmuchanie świeczek na torcie. Torty były dwa – każdy jubilat miał swój z ulubioną postacią z bajek (torty były kupione w supermarkecie, czyli też niedobre, a wiem stąd, że też popełniliśmy ten błąd i kupiliśmy Jankowi tort w kształcie Lightninga MCQueena i był ohydny). Nastąpiło gromkie śpiewanie Happy Birthday i już. Torty zostały podzielone na małe kawałki, zawinięte w serwetki i zapakowane do małych torebek, które uczestnicy dostawali przy wyjściu z imprezy. W torebkach była mała zabawka (cośjak jajko niespodzianka) i trochę słodyczy – też taka tradycja.
No to się dowiedziałam:)
Trzeba to będzie na przyszłość jakoś pożenić z polskim typem urodzin;) jakikolwiek jest…


Wielkanoc

Była taka nijaka tego roku. W Wielki Piątek i Sobotę pojechaliśmy ‘odpocząć’ do Lake District – pięknie tam, ale trochę deszczowo było, a pokoje pensjonatowe małe, jednak zrobiliśmy na drugi dzień ładne kółko w górach – Janek z marudzeniem (ale zawsze) zrobił sam z 5km, musimy to kontynuować chociaż raz na tydzień – niedużych górek wokół dostatek. No i chyba przeszły mu zatoki, wrócił humor, apetyt, nawet chęć do sprzątania – już nie trzeba prosić, wie kiedy sam ma się za to zabrać.
W Niedzielę wielkanocną zatem ogarnęłam jakieś podstawowe śniadanie i obiad, po czym pojechaam do pracy, bo Młody nieuważnie taką mi dziwną zmianę wpakował… deszcz padał, nie było jak urządzić dzieciom szukania jajek w ogrodzie i tak leżą sobie razem z zajączkami w szafie do dziś. Przyjdzie lato i spłyną…
Dzieciaki idą do przodu – Bianka wręcz pędzi, zaplona ‘motorówa’ – tylko ją puścić do ogrodu i od razu domaga się siedzenia i zaglądania do lusterka, coś tam zaczyna sklejać, czasem też jej się wyrwie jakieś: gdzie, tata, daj, tu, ale ogólnie kicha. Nie lubi czytania, pokazywanie obrazkó tez ją nudzi, ale ruszać się, wdrapywać, tańczyć, ganiać uwielbia!

 


archiwum II 2012


Klasyka gatunku, czyli zaginięcie w supermarkecie.

Zastanawiam się od jakiegoś czasu co jeszcze głupiego jako rodzic odstawię. Bo, że Bianka też zleciała ze schodów to chyba wstyd nie pozwolił napisać? A może pisałam…
Wczoraj trzeba było zrobić zakupy, jeden market obskoczyłam sama, ale Młody miał jakiś interes i do dużego pojechaliśmy wszyscy. Janek już nie chce jeździć na siedzeniu w wózku sklepowym, więc albo go pcha, co jest koszmarem jak jest dużo ludzi, a tam raczej zawsze są tłumy, albo się trzyma wózka, co też jest ciężkie, bo zazwyczaj trzyma go z przodu i mu ciągle najeżdżamy na nogi… A i tempo takiej wycieczki jest denerwujące, ba ja idę do sklepu z listą, przelatuję jak najszybciej i uciekam, a ja ktoś się pałęta pod kołami to się nie da.
Wczoraj było jakby luźniej w sklepie i Janek zaczął wędrować – ode mnie do Młodego z wózkiem – ja zazwyczaj muszę poczytać składniki jak kupuję coś nowego, a Młody czasem zbacza w swoje rewiry dla domorosłych majsterkowiczów np. No i tak Janek krążył. W pewnym momencie ja byłam w Jednym rzędzie, a Młody w rzędzie obok. Mój był dość pusty, więc Janek się rozpędził, pokazałam mu gdzie tata i pobiegł do niego. Po czym wrócil do mnie. I za chwilę znowu, ale coś mu się pokopało, albo inni klienci Młodego zasłonili i nie doszedł tam. Z półtorej minuty potrwało zanim się zorientowaliśmy, że Janka nie ma z żadnym z nas.
Zawał na miejscu. Od razu mi stanęły urban legends o dzieciach kradzionych nieuwaznym rodzicom w supermarkecie właśnie, którym golą głowy w kiblu i ubierają w inne ubrania, a potem sprzedają na narzady… Biegałam jak opętana sprawdzając kilka najbliższych rzędów, w końcu dalszych, ale nigdzie go nie było, więc juz skierowałam się w stronę ochrony, czyli wyjścia, kiedy zobaczyłam młodego jak szoruje z wózkiem w tym samym kierunku. Janek był już blisko wyjścia – szedł do auta. Włosy stanłęy mi na głowie, no ale dobrze się wszystko skończyło.
Tym razem…
Bad, bad mum!

Napisane przez goska około 1 rok temu. 
mój kilka razy pikował z łózka, na schody mamy bramkę i póki co jakos udaje sie upilnowac, bo fakt – pędzi tam jak szalony
kurcze a ten supermarket mnie zmroził


Janek zastrzela;)

Wiem, wiem – nie ma takiego słowa, ale ‘zastrzelił’ dziś dwie osoby:)
Pierwszą z nich była nauczycielka w przedszkolu – zatrudniono ją na ten jeden dzień – robią z nią jakiś program, który ma określić talenty dzieci i trochę poduczyć je do szkoły. Coś takiego pewnie jest na porzadku dziennym w przedszkolu polskim, ale tutaj nie. Tutaj grupa Janka, która zajmuje całe piętro ma dwa pokoje, a w nich rozmieszczone ‘stanowiska’. Jest np. stół, na którym się rysuje, inny do ciastoliny, są zbiorniki gdzie dzieci babrają się w wodzie i piasku, inny stół, gdzie grają sobie figurkami, jest stanowisko z komputerem i mini kuchnia do zabawy w kucharza… chyba też coś do majsterkowania… w każdym razie nie ma tak, że zajęcia się odbywają po kolei, tylko dzieci robią co je interesuje. I nie są zmuszane do rysowania jeśli nie mają na to ochoty, ale ewentualnie zachęcane. Oprócz tego jednego dnia, kiedy przychodzi pani nauczycielka…
Pani jest starsza i stateczna i nie przesadza z wylewnością, za co ma u mnie plusa. Jednak dzisiaj powiedziałabym, że podbiegła do mnie jak na skrzydłach i mówi, że mam bardzo utalentowane dziecko…hmmmm. Pomyślałam, że może znalazła coś w Janku, czego nie udało się wcześniej? Bo wiem, że Janek często woli bawić się autami niż np. bawić w kucharza, czy choćby malować… Okazało się, że chodziło o rysunek. Poprosiła pani dzieci, żeby narysowały siebie. A Janek co? Trzy kółka, miedzy nimi dwie kreski – czyli skuter (hulajnoga). I dodam, ze ja go tego nie uczyłam rysować!. Ale pani nie była zadowolona i poprosiła go, żeby jednak narysował siebie. No to syn mój genialny lub leniwy wstawił trzy kropki w kółko, które było kierownicą i powiedział, że już. A najbardziej nauczycielkę uderzyło, że wszysto narysował do góry nogami. O tym to ja już wiedziałam, więc wytłumaczyłam skąd się wzięło:)
Wygada no to, że mojemu synowi nie przeszkadza świat przewrócony w którąkolwiek stronę;)

A przy kolacji zastrzelił mnie.
Wczoraj późnym wieczorem, kiedy dzieci poszły spać rysowałam koncepcję przebudowy chaty znajomych, u których z Jankiem często bywamy. Same rzuty, mało detali, bo robiłam od ręki. Było tylko wyposażenie łazienki, kuchni i jadalni, poza tym ściany, drzwi, wszystko rzut szkicowy. Rysunki zostały na stole i w pewnym momencie podczas szamania kaszy Janek patrząc na kalkę z parterem mówi – o ooo dom Alexa!
WTF? Dorosłe osoby mają problem z czytaniem rzutów! A ja akurat od Janka urodzenia pracowałam prawie wcale i na pewno nie przy nim!!!
Zapytałam go gdzie łazienka, gdzie kuchnia, jadalnia, schody – wszystko pokazał!
Wymiękus totalus:)
Synuś mamusius?;)


puściła się…

…panna sama na dwóch:) Dotąd jeszcze krązyła tylkomiedzy rodzicami, albo blisko położonymi meblami, ale dziś już wstaje i odbija sama od stolika i leci przez cały pokój do zabawki:) Jeszcze nie do końca pewnie, ale wkrótce będzie znowu weselej;)


byliśmy u alergologa

Stracony czas:( Zrobił wywiad, nic nowego nie powiedział, ja zapytałam, ale nic nowego się nie dowiedziałam. Trochę mnie ta machina wkurza, bo jak ruszy to idzie swoim trybem, czy chcemy, czy nie. Lepiej by było móc skorzystać kiedy trzeba, a nam teraz nie trzeba, bo panujemy nad sytuacją.
Wyrzut sumienia, bo w poczekalni były dzieci, które miały spore problemy widoczne już na pierwszy rzut oka:(
Księżniczka już szusuje, pokazuje rano, które buty włożyć i w drogę.
Miała chyba jakiś skok rozwojowy, bo nagle zaczęła dużo rozumieć i komunikować. ‘Mama’ utonęlo gdzieś, ale mówi ‘cię’ w znaczeniu chcę, daj, ale w kwestii słownictwa to wszystko, resztę wyraża krzykiem, mimiką, gestem… Poza tym wilczy apetyt jaki prezentuje od miesiąca zaowocował przytyciem pół kilo w 3 tygodnie… mam nadzieję, że to nie po mamusi ta zdolność;)
Ale jest cholera – jak mówi Młody, który musiał ostatnio więcej się zaangażować w zycie domowe…
Jankowi lepiej, ale nadal się niepokoję, coś jakby zapalenie pęcherza, którego jednak testy z moczu nie wykrywają, no i ta boląca głowa… cały czas schodzi też flegma do nosa , więc smarkamy non stop. w
Nie wiem, nie wiem, nie wiem…


Awantura o płaszczyk, czyli pierwsza miłość Bianki.

 Główny sprawca ostatnich lamentów jest różowy i troszkę mały i wygląda tak: (tu było zdjęcie)
Na szczęście Bianka już się opanowała z jedzeniem, więc jest szansa, że wiosnę przechodzi, ale co będzie potem to nie wiem. Bo na razie wyciąga go z pralki i targa ze sobą, prowadzi mnie do wieszaka, każe zdjąć i ubrać i tak chodzi po mieszkaniu… a spróbuj zabrać! Dzisiaj odkryła go na lince w ogrodzie, gdzie się suszył i pół godziny wyglądała jak modląca się o deszcz – ręce w górę i ‘da’ i ‘da’… Rano też zobaczyła sukienkę na stercie z rzeczami do poskładania, wyciągnęła i nie szło zabrać!
PO KIM ONA TO MA???!!!
Zaczynam się bać… jak polubi Diory, albo inne Dolce…;)
Poza tym polubiła wreszcie spacery, oczywiście na własnych nogach i oczywiście w kierunku przeciwnym do planowanego i to zawsze! Jak ostatnio ganiałam za nią po sklepie i po schodach to czułam wieczorem ile spaliłam. Ale bilans tego tygodnia nie wygląda dobrze – jedna oparzona dłoń i zapalenie spojówek takie, że rano nie otwiera oczu, bo są posklejane. To chyba jedyna wada obłędnie długich rzęs.
Janek pędzi do przodu jak lokomotywa, nie nadążam za nim, zwłaszcza z metodami wychowawczymi. Patrzy tylko, czy ja nie widzę i popycha Biankę, albo przejeżdża jej nogę hulajnogą… Jest w tej chwili na etapie coś za coś, nie rozumie, że są rzeczy, które po prostu zrobić trzeba np. przeprosić. Może zrozumie, a może ja błądzę….
zagadka na dziś: co to jest hela…
Zagadka od razu mówię: bez rozwiązania, bo sama nie wiem…czasem jest to samochód, czasem samolot, czasem klocek…męczy mnie to trzeci tydzień… jakieś pomysły?
Tak generalnie patrzę na swoje dzieci i nie mogę się nadziwić… małe cuda:)

archiwum I 2012


i już nowy rok!

Bianka mimo postępów raczej nie podepcze roczku, który zbliża się w zawrotnym tempie. Idą kolejne zęby i nie wiem, czy to w związku z tym, czy z zupełnie czym innym nie chce schodzić mi z rąk…już się boję przyjazdu mamy Młodego, bo ona na pewno nie pozwoli dziecku sobie popłakać…
Reguluję życie domowe z trudem, a tu za rogiem kolejne przeszkody:(
I dylematy – zostawić pod opieką na 2,3 dni i zwiać, czy nie odpuszczać, bo w tym czasie dużo da sie popsuć?
Powstała polska playgrupa nieopodal i może się zmobilizuję, żeby na niej bywać, bo widzę, że Bianka wyrosła dzika – przynajmniej dziś sprawiała takie wrażenie, poza tym sala ma normalną akustykę i moge się z ludźmi dogadać, a u nas na wsi to słyszałam tylko szum i bełkot…
Po tygodniu grożenia palcem i wynoszenia do pokoju mała ciekawska odpuściła lodówce, za co nauczyła się wchodzić do szuflady (co widać na załączonym niżej filmie) i trenuje wytrwale, poza tym ćwiczy padanie na plecy ze stania – dwa razy jej się zdarzyło przypadkiem na sofę i uznała, że to świetna zabawa! Sama ją kilka razy ‘podparłam’ i tłumaczę grożąc palcem, że tak nie wolno, a ta się śmieje i pada! Nie mam sumienia jej puścić raz, żeby się nauczyła, bo może sobie z tej wysokości głowę nieźle poobijać… trza poczekać, może przejdzie. Poza tym się zrobiła nerwus i juz jest bliska zanoszenia się jak Janek.
Za błędy w ortografii i pisowni już przestaję odpowiadać, albowiem klawiatura stała się ulubionym celem Bianki – poszło F i F3, a reszta działa jak chce:(
U Janka znowu dużo rzeczy jest na ‘nie’ – niestety przez niekonsekwencje Młodego i trochę moich własnych, dzisiaj np. nie chciał wyjść z auta i pójść do przedszkola…
I jedną ciekawą rzecz zauważyłam – w zasadzie to już wcześniej, ale dziś się potwierdziło w rysunku – Janek nie uznaje kierunku pion-poziom, jemu wszystko jedno czy się czyta książkę do góry nogami, ale on również rysuje do góry nogami, albo pod kątem 90 stopni! Tlumaczę sobie, że ma wyobraźnię przestrzenną i kierunki mu nie straszne, więc nie obraca kartki… to jest trochę tak, że jak siedzimy na przeciwko i ja mu rysuje auto, któr ma koła od mojej strony, to on potem jak ma sam rysowac koła umieszcza u góry, czyli od mojej strony – jakby kalkował….
szarobure te notki, wiem, ale jestem potwornie zmęczona, a dobija mnie fakt, że weszłam w okres, w którym już miało być lepiej, a nie jest:( jest gorzej:( (tu był film)

Napisane przez goska około 1 rok temu.
my nie mamy – entera, crt, shifta, n, zostały tylko gumeczki, klawisze w poemniczk bo przeciez kiedys zlozymy tą klawiaturę:)
faktycznie zaraz roczek:) A Bianka urocza, zwlaszcza przy szufladzie:)



Birthday Girl:)


 (tu było zdjecie)


Napisane przez goska około 1 rok temu.
sto lat, sto lat, hapy…..:)
a mi sie ubzdurało, że Bianka z 23:)
pewnie dlatego, że ja tak termin miałam:)

Napisane przez miss około 1 rok temu. 
jubilatka dziękuje:)


here we go again!

Birthdy girl ma 77cm (samam mierzyłam , więc moze być ciut mniej lub więcej) i 9kg. wagi oraz 80mm włosów. Idzie idealnie po 50 centylu względem wagi i około 75 według wzrostu, czyli dobrze. A włosków na razie nie tniemy, bo zimno;). I trzeba ją prowadzać za ręce – ani chodzik, ani meble nie są dość dobre tylko dać jej palce i sruuu – najlepiej na schody.
Zaczęła mi ostatnio sporo jeść co cieszy – i uwielbia moje gotowanie, przynajmniej to, które mogę jej podać… wygląda na to, że papryka i pomidory już jej nie szkodzą, reszta natomiast bez zmian. Za trzy tygodnie idziemy do kolejnego specjalisty, ale chyba nie jest to obiecany alergolog, a co to jest to ciężko rozszyfrować – najprawdopodobniej ktoś od płuc.
Ulubione zajęcie jubilatki – kradzież aut bratu i ucieczka w ramiona taty…co z niej wyrośnie?;)
Mówić nadal nie mówi, za to ruchowo idzie do przodu, wspina się gdzie może i nie może, zaczeła zsuwać się z łóżka i schodów – przy czym z tych ostatnich jak ostatni wariat.
A Janek po tygodniowym pobycie babci wymaga znowu temperowania… Przez ten tydzień byłam trzy popołudnia w pracy, ale wczoraj dało mi trochę do myślenia. Janek zjadł śniadanie po czym zapakowaliśmy się do auta i babcia natychmiast wyciągnęła żelki, więc się zastanowiłam czy na pewno te sprawozdania jak to Janek cudownie jadł są prawdziwe, zwłaszcza, że dzisiaj nic mu nie wchodzi: jest 21, a on dotąd zjadł trzy kromki chleba z masłem i jogurt. I odmawia czegokolwiek. Jak jest znowu chory to idę się ciąć…
A być może, że obiady lądowały w koszu, a jego zapychali chlebem, bo przecież u babci dzieci robią co chcą… Nie wiem… Młodego mama tylko raz podjęła temat, że przecież i tak dzieci będą jadły co chcą i że ona starała się zdrowo żywić Młodego i siostrę i nic z tego nie wyszło… nie wdawałam się w dyskusję na temat wyżywienia jej pociech, ale powiedziałam tylko, że uważam inaczej i że należy dać dziecku poznać wiele smaków, zanim mu szkolne lunche je zepsują:( W ogóle byłam chodzącym nerwem, no ale to od miesięcy nic nowego. Za miesiąc przylatuje moja siostra, a za dwa brat z rodziną i mama. Ale wtedy myśle damy radę z rozpieszczaniem:)

Napisane przez goska około 1 rok temu.
ślicznie:)bardzo fajnie sie rozwija i cóż, albo smok albo mówienie;)
córka mojej kolezanki ma ponad dwa lata i nic, ale smoka z buzi nie wyciąga:)

wiesz, jak juz zacznie to może będziesz tęsknic do czasów gdy nie mówiła:)
a mnie centyle zawsze stresowały i na wszelki wypadek nie sprawdzam:)
Napisane przez miss około 1 rok temu.
z tym smokiem to zaczęłam ograniczać – jak tylko go gdzieś wyrzuci, żeby coś pogryźć to zabieram i dopóki sie stanowczo nie upomni to nie daję – często o nim zapomina, ale jak się robi zmęczona to tylko smoczek…
a siatką się nie stresuj:)



pierwsze kroki

Stanęła i ruszyła, gdybym nie zapiszczała to pewnie byłoby więcej, ale za chwilę już nie nadążymy… a wczoraj jeszcze siódmy ząb… nic dziwnego, bo tak dała czadu wieczorem, że nawet jej syrop podałam…
Janek za to dalej marudzi non stop i boli go głowa i nie je… chociaż dzisiaj zjadł smalcopodobną karmę dla ptaków, którą zrobili w przedszkolu…mam wrażenie, że gdybym mu zabroniła to sięgnąłby i zjadł g***
pozyczyłam ‘We need to talk about Kevin’ skonfrontuję z filmem:)
zagadka na dziś  – co to: kankenki?

  • Napisane przez goska około 1 rok temu. 
    nie mam pojęcia:)
    ślicznie:)
    Maciej na razie stoi i bardziej niz po ziemi kroki chce sie wspinac do góry:)

  • Napisane przez miss około 1 rok temu. 
    wrociła do raczkowania, ewentualnie trzyma się rąbka bluzy i w ten sposób idzie, ale samodzielnie się nie chce:)
    kankenki to oczywiście;) skarpetki:)
  • Napisane przez goska około 1 rok temu.
    no jasne:)
    ona tak mówi na skarpetki?

    może jeszcze nie ma odwagi, nie czuje sie pewnie, ale to kwestia czasu:)
  • Napisane przez miss około 1 rok temu.
    ona jeszcze nie mówi – Janek tak przeinacza!

archiwum XII 2011


tajemnica milczenia dziecka…

…okazała sie prosta – wystarczy zgubić wszystkie smoczki i latorośl zaczyna ‘gugać’ – natomiast nie wiem, co bedzie w nocy;)

Napisane przez goska około 1 rok temu.
i jak, nie płacze bez smoczka?
Maciej nie chciał smoczka, natomiast do spania musi byc rozek, nie ważne, że połowa dziecka wystaje poza rozek:)

Napisane przez miss około 1 rok temu.
wiesz co, dałam jej smoka, bo jej pomagało na dziąsła jak zęby szły i mimo, ze poczatkowo nie chciała to załapała…no, a teraz zonk, bo się nie rozstaje…nie płakała w dzień, ale marudziła, natomiast w nocy wycie – kupiłam nowego i dałam:( będę jej zabierać cichcem na dłużej:)


dialogi do białej gorączki doprowadzające…

Janek: Mama, mama!
Ja: Słucham?
Janek: Mama, trzeba szukać…
Ja: Dobrze, czego trzeba szukac?
Janek: No…trzeba…
Ja: Ale czego?
Janek: No, bo trzeba szukać!
Ja: Ale czego chcesz poszukać?
Janek: No tam!!!
Ja: Ale czego???  Auta?
Janek: Nieeeee!!!! (tu już spora frustracja obustronna)
Ja: No to czego???
Janek: No, bo trzeba poszukać!!!
walę głową w stolik… kurtyna
Ja widząc nerwowe drobienie nogami: Chcesz do toalety?
Janek: Nieeeee!
Ja: Na pewno? Może pójdziemy zrobić siku?
Janek: Nieeeeeeeeee!
Ja: Ale widzę, że …
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
za chwilę (w najlepszym wypadku): Ja chcę siku!
Gorsze wypadki nadal się zdarzają, bo musi, absolutnie musi czekać na ostatnią minutę!
Nie wiem, czy brakuje mu słów, czy co – fakt, że z gramatyką polską jest lekko na bakier i praktycznie wszelkie dialogi wydłużają się w nieskończoność, bo go poprawiam. Np. zupełnie nie używa ‘się’, myli rodzaj męski z żeńskim i nie używa angielskiego zamiennika jeśli nie zna polskiego słowa:( na pewno przyjdzie z czasem, ale w tej chwili niemoc jest często spora.
Poza tym w dnie, kiedy Młody nie pracuje i robimy coś w domu jest masakra – Janek zamienia się w mazgaja – odkrył, że to na ojca działa i że w ten sposób wydębi co chce – niejedzenie obiadu, czy kreskówkę – mnie to doprowadza do szału, a Młody twierdzi, że to zapowiada chorobę (tej niedzieli, której pojechaliśmy z sepsą do szpitala było własnie takie apogeum ryku i marudzenia od rana, więc się sugeruje). Mam pomysł co z tym zrobić – zobaczymy jaki będzie efekt:)
Bianka ćwiczy stanie bez trzymanki i ma sporą radochę, że może się co i rusz na kogoś przewalić lub podeprzeć… wie, że zawsze ktoś jest w pobliżu, żeby ją złapać,  a jak nie ma to zalicza ostry siad na pieluchę, poza tym gryzie obierki od cebuli i kiełki z ziemniaków – ma ostatnio wielki jak na nią apetyt, mimo, że schudła (chyba ma biegunkę, ale taką specyficzną, bo twardą tylko często)…nie mam kiedy iść na grupę, żeby sprawdzić tą wagę po swojemu, jak znowu trzeba będzie do lekarza to się porzygam…
Obydwoje zabierają sobie zabawki i Bianka też juz to robi specjalnie, żeby Janek zwrócił na nią uwagę i się pobawił, poza tym co słodkie – Janek się zawsze upewnia – jak małej nie widzi – gdzie ona jest, ale nie zanosi się, żeby było lżej z czasem – przewiduję, że będą cakiem niezłe walki o wszystko między nimi;)
Osiwieć już nie mogę bardziej, więc może dam radę;)
Przy okazji ostatniej wizyty u dermatologa wyszło, że jednak nie kurz, ale białko jaja jest tym trzecim mocnym alergenem… coś mi z tym kurzem nie pasowało, czyli na razie ulga.
Ale znowu GiP wysyła nas do alergologa…może dobrze, może zrobią testy na te inne produkty, które mam podejrzane, aczkolwiek mam wrażenie, że ta machina mieli czasem niepotrzebnie, tylko raz wprawionej w ruch nie można już zatrzymać…
Praca na cały etat ciągle nie wchodzi w rachubę, nawet, gdyby była…

Napisane przez goska około 1 rok temu.
co to znaczy isc na grupę?
zobacz zupełnie nie zdawałam sobie sprawy jakie problemy moga miec dzieci dwujęzyczne
Napisane przez miss około 1 rok temu. 
grupa – fachowo playgroup – to takie cotygodniowe spotkanie mam i dzieci w celu wypicia kawy i wymiany doświadczeń – najcześciej są dwie grupy wiekowe osobno, spotkania są na jakiejś sali (przykościelnej np. albo gminnej) – jest masa zabawek, dzieci się bawią, mamy plotkują, jest tez pielęgniarka, z którą można co nieco skonsultować i zważyć dziecko… generalnie nie przepadam za grupą w mojej wiosce, ale czasem bywam, bo tam jest waga, a jeżdzę do wioski obok, bo jest fajniej, tylko starsze dzieci i wagi już brak:) o:)


powtórka z rozrywki i zen

Tydzień z życiorysu – Janek przywlókł wirusa – nie bardzo ruchliwego, bo na nikogo się nie przeniósł, ale dziecko cierpiało, a my z nim… już idzie ku dobremu na szczęście.
Najgorszą częscią takich kuracji jest powrót do rutyny, która z racji choroby została zakłócona – nie, on nie zje obiadu, chce jogurt i koniec, nie on nie sprzątnie klocków – sama sobie sprzątaj! Ja nie chcę tego, chcę tamto i siamto… No i ponownie spadające spodnie…
Poza tym bardzo ładnie rysuje samochody – tak ni z gruchy ni z pietruchy – kilka mu sama narysowałam, a potem załapał…
podobnie jak słońca, ślimaki, teraz domaga się domów, choinek, bałwanów  i klejenia… myślę, że wszyscy potrzebujemy warsztatu – takiego z betonową podłogą, cegłą na ścianie i drewnianym stołem, gdzie można by się upaćkać i nie martwić o wszystko dokoła.
I świruje na punkcie Cars. Co mi w zasadzie bardzo ułatwia wyrywanie go z łóżka rano – wystarczy, że zapytam co ubiera: bluzkę, czy bluzę z autem? Nie znalazłam jednak sposobu na wyrwanie z łóżka siebie, więc ciągle spóźniamy się do przedszkola.
Patologia.
Bianka zaliczyła upadek ze schodów… tak, tak, nie mogę w to uwierzyć! Nawet nie wiedziałam, że potrafi się wspiąć, bo odkąd zaczęła pełzać zamontowaliśmy barierki i nigdy jakoś jej na te schody nie puszczałam. A tu nieszczęśliwy zbieg okoliczności – Młody ją zniósł i zapomniał zamknąć… ja jakoś ominęłam wzrokiem (tracę czujność jak nie jestem sama w domu), Młody poszedł do toalety, ja do kuchni, a Bianka pokręciła się po salonie i poszła… znowu usłyszałam jak coś spada i tym razem nie miałam siły się ruszyć. Nic sie nie stało – Młody pociesza, że to był góra drugi stopień, ale nie sądzę, sprawdziłam na drugi dzień – ona śmiga po schodach jak stara dopóki nie zacznie się odwracać…
Póki co nic jej nie jest, staram się nie myśleć, bo HV naprawdę niedługo wyśle mnie po prochy.
Z rozwojem zastój mały – ani wagowo, długościowo, czy ruchowo nie ma postępów. Trochę sylab poszło w ruch i potrafi wymuszać coś krzykiem (głownie jedzenie – jak się drze to znaczy, że chce jeść natychmiast!), poza tym odkryła lodówkę i tym razem się nie obejdzie bez zabezpieczenia, bo ją ciągnie jak magnes. Uwielbia rozwalac klocki, a potem je sprzątać, próbuje włożyć jeden na drugi (naśladując Janka), ale jeszcze jej nie wychodzi i psoci Jankowi jak tylko może. Zaczeła przynosić książki, ale minuta, góra dwie i już je odpycha, muzyka i tańce i owszem, ale nie można do nie mówić za długo – nawet wierszem;) mamusi córunia;)

Napisane przez goska około 1 rok temu. 
wymuszanko to jest to:) ja już Maciejowi ogłosiłam dyscyplinę – na wymuszanie piosenek – ma tak, że mu sie nudza i jak któras za często to drze sie jak opetaniec do konca, wczesniej szukałam takiej, która zaakceptuje, teraz odkładam go w zabawki, bawie sie z nim a muzyke wyłaczam – nie podoba sie, to nie słuchamy
a tak w ogóle to…jeszcze chwilkę i będZiemy miały roczniaki:)

Napisane przez miss około 1 rok temu. 
nooo, u mnie dokładnie za miesiąc, a u Ciebie trochę dłużej, a miało byc odwrotnie ehehehe


długie i nudne, czyli Jasełka 2011

Dla wszystkich, którzy się nudzą – wypatrywać beduina ze ścierką na głowie, który ledwo dycha po chorobie – w każdym razie nie miał ochoty śpiewać:(
w roli Heroda najlepszy przyjaciel Janka – Cameron
 


Napisane przez goska około 1 rok temu.
fajne, chociaz wiekoszosc „kolęd” nie znana mi, o migoczacej gwiazdce – jedna z ulubionych Macka usypiajek:)

nie chce mi się…

…podsumowań.
Może jutro mi się zachce, a może nie… bo to nie był dobry rok.
Dziś jeszcze miałam durny sen, że należeliśmy z Młodym do gestapo i mieliśmy jakąś misję do wykonania, w której brał udział Janek, a po jej zakończenieu mieliśmy go zabić, bo nie był już potrzebny. No i Młody zabrał go do kuchni, żeby podciąć mu gardło, a mnie w ostatniej chwili olśniło, że to nasz syn przecież i jak to… i pędziłam z Bianką na ramieniu przez amfiladę pokoi, ale nie zdążyłam… widziałam tylko jak życie gasło w jego oczach… i skąd takie durnoty się biorą? No skąd???
A pamiętać trzeba tylko dobre chwile:) Takie jak ta: (tu był film)

 

archiwum XI 2011


ząbek i inne takie

Trzeci ząb pojawił się w końcu – to co Bianka ostatnio wyczyniała z językiem i paluchami przyprawia o mdłości, no ale jest… jeszcze liczę na coś na dole szybko, bo tam też pagórek spory.
Ogoliliśmy ją i zdecydowanie jej ładniej niż z pierzem… przypomina mi Shinead O’Connor w jej najbardziej znanej piosence.
Teoria o równym wychowywaniu dzieci pozostaje tylko teorią – nie da się, bo sytuacja jest już inna. Janek był dość samodzielny, a Bianka jak go nie ma w zasięgu to się trzyma rąbka od spodni i nie puszcza – nic się nie da zrobić – można ewentualnie posadzić ja na krześle i dać coś do jedzenia, ale inaczej zapomnij. Jak jest Janek to już lepeiej.
A poza tym to słów brakuje – najlepeij byłoby kręcić filmy:)
Dobrejnocki:)

Napisane przez goska około 1 rok temu.
u mojego syna pierwszy, już wyrznięty:) za to bestia mała szczypie, drapie i bardzo go to bawi, no ubaw po pachy:)
Napisane przez miss około 1 rok temu.
i ciągnie za włosy? skąd ja to znam:) Bianka ćwiczy zrzucanie wszystkiego z wysokości.


przeziębione i zagrypione

Janek kaszle dziwnie znowu – na razie nie ma paniki, ale nie wygląda za zdrowo, marudzi, nie chce jeść, ma czerwone oczy, ale poza tym bawi się normalnie.
Bianka zaliczyła wczoraj pierwszy przytrzaśnięty palec – na razie tylko klapką od video – nie wiem, czemu, ale stanie przed TV jest ulubioną rozrywką, czy ten jest włączony, czy nie, no, a że video jest na linii wzroku to coż… otwieranie i zamykanie szuflad nadzoruję ściśle, ale w ogóle coraz ciężej coś ugotować – a to stanie i dotyka nagrzanego piekarnika, a to włazi do pralki, czy buszuje w lodówce jak ostatnio mi się nie domknęła. Nie wiem, czy pilnować, czy zakładać zabezpieczenia – Janek aż tak ciekawski nie był, więc się obyło bez. Z drugiej strony jak ma się nauczyć, żeby nie wkładać paluchów między drzwi?
Przyszły też wyniki testów alergicznych: kurz, mleko i pszenica i to nie jest dobra wiadomość.
Wyrywam się dziś do kina, zanim zabije mnie monotnia.

na razie postępów brak

Chociaż w sumie… jem melona, piję wino czerwone – Bianka już odstawiona od piersi. Albo dopiero…
Nawet jakoś to poszło – zaczęłam jej więcej dawać jedzenia w dzień, chociaż nadal nie jest w stanie zjeść więcej niż 120ml czegoś na raz, ale dodałam do menu deser i papkę warzywną i jakoś leci – może dziś prześpię calutką noc, bo podobno ostatnia jedynka już wyszła.
Ja tam nie widziałam, ale chcę wierzyć na słowo.
Wiadomo, że jak dzieci chore to raczej nie ma się co spodziewać cudów.
Ale Bianka już pewnie i chętnie stoi przy meblach, trzaska szufladami, studiuje czeluście pralki, kocha walić po klawiszach komputera i zabierać Jankowi zabawki, którymi on sie akurat bawi.
I uwielbia muzykę – na razie taką z zabawek – z pozytywki, czy mixera dziecięcego – to co jej puszczam z płyty na razie nie bardzo, albo ja nie trafiłam. Mówić nie zamierza – to ‘maamaaa’ co jej się wydarło jakiś czas temu to sciema była!
Janek natomiast sprawdza granice, od raa do wieczora – można się pociąć.
I ciągle go boli głowa
albo palec,
albo pisiol,
albo tam podmuchać, albo tu…
Nie chcę książek o ADHD, potrzebuję czegoś na temat jak wychować wojownika!

Napisane przez goska około 1 rok temu. 
syna na wojownika?:) czy Bianke?
ładnie, wszystko do przodu:)



idzie zima…notka romantyczna;)

czyli wychodzimy ze smarków.
Jankowi jeszcze ucho pobolewa, skarży się czasem, że głowa boli, albo noga, ale odzyskał apetyt i energię. Jednak przy Młodym jest marudny, że mam ochotę wygonić obu z domu;)
Bianka też znowu je, jeszcze scieramy gluty co minutę i oklepujemy plecy, ale chyba się obyło bez zapalenia oskrzeli i pomału przestaje się gotowac w klatce. Zresztą jakimś cudem zapalenie oskrzeli to mialy tu moje dzieci zdiagnozowane tylko raz…hmmm
5 zębów i szósty bardzo w drodze…
Pani dietetyczka wyznaczyła linię pracy do roku – miałam próbowac jednak podawać pszenicę, ale niestety nadal ją wysypuje, więc sobie daruję. Chcę utrzymać jej skórę taką jaka jest bez sterydów, więc coż… obydwoje wcinają mój ostatni, twardy wypiek jak ja ciacho po tygoniu bez słodyczy;) Reszta do opanowania.
Z Bianki robi się szelma – tylko patrzy co tu zabrać bratu – oczywiście zawsze jest to zabawka, którą on się aktualnie bawi, uwielbia chowanego – czy to za kocem, czy za skrzynią i już nie kula piłki tylko mi ją podaje do ręki. Poza tym śmieje się w głos, ale nadal nie chce artykułować innych dźwięków. Za to zaczęła ćwiczyć chodzenie między meblami i stanie z podtrzymaniem za pomoca jednej ręki, co niestety widać – tu siniak, tam przecięta powieka. Staram się uważać, ale coż…
Nie lubi siedzieć na krześle jak je – robi jakieś dziwne wygibasy jakby chciała je rozbujać.
Janek się za to zrobił baaardzo samodzielny, aż czasami mam ochotę schowac się pod setką puchowych kołder i nic nie słyszeć. Bo z jednej strony on sam i jest krzyk jak chociażby zaczniesz mu tłumaczyć, ze to nie ta ręka tylko tamta…a z drugiej marudzenie jak mu nie wychodzi…
No ale sam wreszcie zakłada majtki, skarpetki i buty oraz bluzy, kurtkę, czapkę i szal i plecak. Sam chodzi do toalety, sam myje zęby, buzię i ręce – chociaż to woła o pomstę do nieba i walczę co rano i co wieczór, żeby to jednak zrobić po swojemu, czyli porządnie.
Zaczął tez pić herbatę (bez cukru) i inkę z mlekiem… muszę jeszcze popróbować z kakao, bo jak dotąd nie za bardzo mu to szło.
Poza tym jest wesoło, a codzienność pędzi i umyka:(

 

archiwum X 2011


średniara

Bianka na siatkach centylowych była pod każdym względem średnia, ale głowa jej w ostatnich dwóch miesiącach wybiła na 97 centyl! Na pół roku zmierzyłam i wpisałam, bo kupowałam czapkę… teraz chciałam zamówić następną i znowu obwód przyrósł sporo!
Nie mam straszących lekarzy (na razie), ale mam googla.
Co mam zrobić, żeby dziś i jutro zasnąć drogie Bravo?


chyba trzeba…

przenieść bloga póki młody
po przejęciu przez onet mam same podgórki – notka od dwóch dni się nie wyświetla i nijak nie mogę jej przywołać… pójdziemy sobie na blogspot powolutku:)

dzieciaki są słodkie

To wie każdy. Wczorajsze osiągi wygladały np. tak, że Biankę przebierałam 5 razy, Janka i siebie po trzy. Do osiemnastej z rzeczy przyziemnych dałam radę zrobić zakupy i pokroić warzywa na leczo oraz wstawić do pralki wszystkie orzygane koce, śpiochy i osikane gatki… po czym Młody wrócił strudzony z pracy, a obiad jeszcze nawet nie pyrkał… Za chwilę zresztą wpadł Lokator, świeżo po powrocie z Grecji i nie mógł przestać zachwycać się Meteorami (które mu poleciłam zresztą) – to tak na dobicie…
Dziś rano Bianka zbierała z kuchennej podłogi wczorajsze paluszki i wafle…
No, ale ogarnęłam, chociaż Mała się zrobiła przylepa i ciężko ją zainteresować czymś tak, żeby posiedziała sama trochę, żebym mogła coś ugotować, czy chociażby poszaleć na szmacie…

pierwsza ‘mama’?

Wczoraj był piękny, jesienny dzień, pojechałam zawieść siostrę Młodego z manatkami do jej nowej dziupli, w drodze powrotnej wstąpliśmy na jeden bardzo fajny plac zabaw tuż nad morzem. Było tłoczno, a że zadzwonił telefon, że kurier czeka pod drzwiami to się i tym tłokiem nie nacieszyliśy… a potem jakoś tak szybko zleciało do wieczora – zanim rozpakowałam, poukładałam w szafach, poporcjowałam wędliny, nakarmiłam, poprzebierałam, poratowałam z opresji, wstawiłam obiadokolację to dzieciaki już były baaaardzo zmęczone. Bianka siedziała w salonie i tarła oczka, wypluła ze znudzeniem opakowanie foliowe (tego nie dała rady połknąc w przeciwieństwie do odrobiny kartki i ziemi spod kwiata, które tego dnia spróbowała) i pogalopowała do kuchni, wspięła i się za nogawkę i tak wyraźnie jak żałośnie powiedziała ‘mamaaa’…chyba jej zaliczę co?;)
Z cyklu dialogi absurdalne, początek jego zdarza nam się dość często, ale zakończenie było jedyne w swoim rodzaju – widzę, że Janek coraz częsciej korzysta z zasobów wyobraźni i dopowiada sobie sam historie.
J(anek): A Janek to ma pisiola?
M(ama): No, a jak myślisz?
J: no ma, a Tata?
M: Tata – jak każdy chłopiec ma.
J: A Piter?
M: Myślę, że ma..
J: A Ray?
M: Powinien mieć..
J: a ….
……….
J: a Tata nie ma pisiola!
M: nie ma? jak to?
J: bo ma, ale tam (pokazuje na pieluchę leżącą na podłodze)
M: jak to tam? gdzie???
J: no w pieluszce…
M: w pieluszce???
J: no tak, bo schował…
M: czemu Tata schował pisiola w pieluszce???
J: żeby nie zgubić…
no tak:) logiczne:)

  • Napisane przez goska około 1 rok temu. 
    jasne, że zaliczyc:)
    można się zaniepokoić:)
    Napisane przez miss około 1 rok temu.
    hmmm…tak teraz poskładałam do kupy Twoje studia itede – coś sugerujesz, czy mi się wydaje???
  • Napisane przez goska około 1 rok temu. 
    absolutnie nie:)
     

całuski…

…cukiereczki, ciasteczka i hulajnoga;)
Trzy lata minęło szybko, oj szybko!
Wszystkiego najlepszego Synku!

Napisane przez goska około 1 rok temu.
o, to powazny wiek:)
wszystkiego najlepszego
;)