poniedziałek, 10 czerwca 2013

Idziemy się oswajać ze szkołą.

Tydzień temu zaspałam, zaspałam fatalnie. Nie zajrzałam do kalendarza, nie wpisałam w telefon, wydawało mi się, że 'impreza' jest na 10, ale była o 9, o czym sie upewniłam otwierając mejla o 8:58. Dzisiaj już zdążyliśmy, pomimo zmęczenia i marudzenia i ogólnie nie-w-sosie-bycia. Ale wszyscy mili byli, w sumie tradycyjnie. Na początku mogło sie wydawać, że mamy wyjątkowego maminsynka, ale zostawiliśmy go po 10 minutach samego, kiedy do zabawy zgarnęła go mistrzyni kierownicy o wdzięcznym imieniu Lily. Później już było ok - rysowanie i samochody. I najdziwniejsza część - wizyta - zapoznanie się z 'buddym'. Buddy to starszy kolega - opiekun, który przez określony czas bawi się z młodszym dzieckiem, opiekuje się nim i mu pomaga. Taka tradycja. Muszę powiedzieć, że - przypominając sobie swoje szkolne czasy i co robiliśmy w wieku 12 lat - to podziwiam te dzieciaki, że się tam młodszym narybkiem zajmowały - niektórzy bardzo serdecznie i z pasją. Janek trafił jednak na jakąś śniętą dziewczynkę, ale sam ją zagadał i jakoś poszło. Dzieciaki się teraz będą integrować codziennie, ale bez przesady - jeszcze się najeździmy - następna runda dla nas w przyszły wtorek.
Natomiast mój chytry plan, żeby się nie wykosztowywać na mundurek nie bardzo wypalił, bo jak zobaczyłam kolor przewodni to zwątpiłam, że go gdziekolwiek znajdę;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz