sobota, 5 stycznia 2013

archiwum II 2012


Klasyka gatunku, czyli zaginięcie w supermarkecie.

Zastanawiam się od jakiegoś czasu co jeszcze głupiego jako rodzic odstawię. Bo, że Bianka też zleciała ze schodów to chyba wstyd nie pozwolił napisać? A może pisałam…
Wczoraj trzeba było zrobić zakupy, jeden market obskoczyłam sama, ale Młody miał jakiś interes i do dużego pojechaliśmy wszyscy. Janek już nie chce jeździć na siedzeniu w wózku sklepowym, więc albo go pcha, co jest koszmarem jak jest dużo ludzi, a tam raczej zawsze są tłumy, albo się trzyma wózka, co też jest ciężkie, bo zazwyczaj trzyma go z przodu i mu ciągle najeżdżamy na nogi… A i tempo takiej wycieczki jest denerwujące, ba ja idę do sklepu z listą, przelatuję jak najszybciej i uciekam, a ja ktoś się pałęta pod kołami to się nie da.
Wczoraj było jakby luźniej w sklepie i Janek zaczął wędrować – ode mnie do Młodego z wózkiem – ja zazwyczaj muszę poczytać składniki jak kupuję coś nowego, a Młody czasem zbacza w swoje rewiry dla domorosłych majsterkowiczów np. No i tak Janek krążył. W pewnym momencie ja byłam w Jednym rzędzie, a Młody w rzędzie obok. Mój był dość pusty, więc Janek się rozpędził, pokazałam mu gdzie tata i pobiegł do niego. Po czym wrócil do mnie. I za chwilę znowu, ale coś mu się pokopało, albo inni klienci Młodego zasłonili i nie doszedł tam. Z półtorej minuty potrwało zanim się zorientowaliśmy, że Janka nie ma z żadnym z nas.
Zawał na miejscu. Od razu mi stanęły urban legends o dzieciach kradzionych nieuwaznym rodzicom w supermarkecie właśnie, którym golą głowy w kiblu i ubierają w inne ubrania, a potem sprzedają na narzady… Biegałam jak opętana sprawdzając kilka najbliższych rzędów, w końcu dalszych, ale nigdzie go nie było, więc juz skierowałam się w stronę ochrony, czyli wyjścia, kiedy zobaczyłam młodego jak szoruje z wózkiem w tym samym kierunku. Janek był już blisko wyjścia – szedł do auta. Włosy stanłęy mi na głowie, no ale dobrze się wszystko skończyło.
Tym razem…
Bad, bad mum!

Napisane przez goska około 1 rok temu. 
mój kilka razy pikował z łózka, na schody mamy bramkę i póki co jakos udaje sie upilnowac, bo fakt – pędzi tam jak szalony
kurcze a ten supermarket mnie zmroził


Janek zastrzela;)

Wiem, wiem – nie ma takiego słowa, ale ‘zastrzelił’ dziś dwie osoby:)
Pierwszą z nich była nauczycielka w przedszkolu – zatrudniono ją na ten jeden dzień – robią z nią jakiś program, który ma określić talenty dzieci i trochę poduczyć je do szkoły. Coś takiego pewnie jest na porzadku dziennym w przedszkolu polskim, ale tutaj nie. Tutaj grupa Janka, która zajmuje całe piętro ma dwa pokoje, a w nich rozmieszczone ‘stanowiska’. Jest np. stół, na którym się rysuje, inny do ciastoliny, są zbiorniki gdzie dzieci babrają się w wodzie i piasku, inny stół, gdzie grają sobie figurkami, jest stanowisko z komputerem i mini kuchnia do zabawy w kucharza… chyba też coś do majsterkowania… w każdym razie nie ma tak, że zajęcia się odbywają po kolei, tylko dzieci robią co je interesuje. I nie są zmuszane do rysowania jeśli nie mają na to ochoty, ale ewentualnie zachęcane. Oprócz tego jednego dnia, kiedy przychodzi pani nauczycielka…
Pani jest starsza i stateczna i nie przesadza z wylewnością, za co ma u mnie plusa. Jednak dzisiaj powiedziałabym, że podbiegła do mnie jak na skrzydłach i mówi, że mam bardzo utalentowane dziecko…hmmmm. Pomyślałam, że może znalazła coś w Janku, czego nie udało się wcześniej? Bo wiem, że Janek często woli bawić się autami niż np. bawić w kucharza, czy choćby malować… Okazało się, że chodziło o rysunek. Poprosiła pani dzieci, żeby narysowały siebie. A Janek co? Trzy kółka, miedzy nimi dwie kreski – czyli skuter (hulajnoga). I dodam, ze ja go tego nie uczyłam rysować!. Ale pani nie była zadowolona i poprosiła go, żeby jednak narysował siebie. No to syn mój genialny lub leniwy wstawił trzy kropki w kółko, które było kierownicą i powiedział, że już. A najbardziej nauczycielkę uderzyło, że wszysto narysował do góry nogami. O tym to ja już wiedziałam, więc wytłumaczyłam skąd się wzięło:)
Wygada no to, że mojemu synowi nie przeszkadza świat przewrócony w którąkolwiek stronę;)

A przy kolacji zastrzelił mnie.
Wczoraj późnym wieczorem, kiedy dzieci poszły spać rysowałam koncepcję przebudowy chaty znajomych, u których z Jankiem często bywamy. Same rzuty, mało detali, bo robiłam od ręki. Było tylko wyposażenie łazienki, kuchni i jadalni, poza tym ściany, drzwi, wszystko rzut szkicowy. Rysunki zostały na stole i w pewnym momencie podczas szamania kaszy Janek patrząc na kalkę z parterem mówi – o ooo dom Alexa!
WTF? Dorosłe osoby mają problem z czytaniem rzutów! A ja akurat od Janka urodzenia pracowałam prawie wcale i na pewno nie przy nim!!!
Zapytałam go gdzie łazienka, gdzie kuchnia, jadalnia, schody – wszystko pokazał!
Wymiękus totalus:)
Synuś mamusius?;)


puściła się…

…panna sama na dwóch:) Dotąd jeszcze krązyła tylkomiedzy rodzicami, albo blisko położonymi meblami, ale dziś już wstaje i odbija sama od stolika i leci przez cały pokój do zabawki:) Jeszcze nie do końca pewnie, ale wkrótce będzie znowu weselej;)


byliśmy u alergologa

Stracony czas:( Zrobił wywiad, nic nowego nie powiedział, ja zapytałam, ale nic nowego się nie dowiedziałam. Trochę mnie ta machina wkurza, bo jak ruszy to idzie swoim trybem, czy chcemy, czy nie. Lepiej by było móc skorzystać kiedy trzeba, a nam teraz nie trzeba, bo panujemy nad sytuacją.
Wyrzut sumienia, bo w poczekalni były dzieci, które miały spore problemy widoczne już na pierwszy rzut oka:(
Księżniczka już szusuje, pokazuje rano, które buty włożyć i w drogę.
Miała chyba jakiś skok rozwojowy, bo nagle zaczęła dużo rozumieć i komunikować. ‘Mama’ utonęlo gdzieś, ale mówi ‘cię’ w znaczeniu chcę, daj, ale w kwestii słownictwa to wszystko, resztę wyraża krzykiem, mimiką, gestem… Poza tym wilczy apetyt jaki prezentuje od miesiąca zaowocował przytyciem pół kilo w 3 tygodnie… mam nadzieję, że to nie po mamusi ta zdolność;)
Ale jest cholera – jak mówi Młody, który musiał ostatnio więcej się zaangażować w zycie domowe…
Jankowi lepiej, ale nadal się niepokoję, coś jakby zapalenie pęcherza, którego jednak testy z moczu nie wykrywają, no i ta boląca głowa… cały czas schodzi też flegma do nosa , więc smarkamy non stop. w
Nie wiem, nie wiem, nie wiem…


Awantura o płaszczyk, czyli pierwsza miłość Bianki.

 Główny sprawca ostatnich lamentów jest różowy i troszkę mały i wygląda tak: (tu było zdjęcie)
Na szczęście Bianka już się opanowała z jedzeniem, więc jest szansa, że wiosnę przechodzi, ale co będzie potem to nie wiem. Bo na razie wyciąga go z pralki i targa ze sobą, prowadzi mnie do wieszaka, każe zdjąć i ubrać i tak chodzi po mieszkaniu… a spróbuj zabrać! Dzisiaj odkryła go na lince w ogrodzie, gdzie się suszył i pół godziny wyglądała jak modląca się o deszcz – ręce w górę i ‘da’ i ‘da’… Rano też zobaczyła sukienkę na stercie z rzeczami do poskładania, wyciągnęła i nie szło zabrać!
PO KIM ONA TO MA???!!!
Zaczynam się bać… jak polubi Diory, albo inne Dolce…;)
Poza tym polubiła wreszcie spacery, oczywiście na własnych nogach i oczywiście w kierunku przeciwnym do planowanego i to zawsze! Jak ostatnio ganiałam za nią po sklepie i po schodach to czułam wieczorem ile spaliłam. Ale bilans tego tygodnia nie wygląda dobrze – jedna oparzona dłoń i zapalenie spojówek takie, że rano nie otwiera oczu, bo są posklejane. To chyba jedyna wada obłędnie długich rzęs.
Janek pędzi do przodu jak lokomotywa, nie nadążam za nim, zwłaszcza z metodami wychowawczymi. Patrzy tylko, czy ja nie widzę i popycha Biankę, albo przejeżdża jej nogę hulajnogą… Jest w tej chwili na etapie coś za coś, nie rozumie, że są rzeczy, które po prostu zrobić trzeba np. przeprosić. Może zrozumie, a może ja błądzę….
zagadka na dziś: co to jest hela…
Zagadka od razu mówię: bez rozwiązania, bo sama nie wiem…czasem jest to samochód, czasem samolot, czasem klocek…męczy mnie to trzeci tydzień… jakieś pomysły?
Tak generalnie patrzę na swoje dzieci i nie mogę się nadziwić… małe cuda:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz