sobota, 5 stycznia 2013

archiwum V 2011

 

trochę…

…czuję się przerośnięta i przytłoczona
mam nadzieję że przechodzę, robiegam, uciągnę i nie dam się wszystkim dennym reakcjom, które, choć nie chcę – powielam
Mała jest jak chomiczek – gromadzi zapasy – podbródek rozrósł jej się niebywale i budzi sie teraz dwa, trzy razy w nocy na picie…a już było tak pięknie…
a Janek…wzdycham…ciężki orzech do zgryzienia, zobaczymy co powie waga i pediatra w środę…mam nadzieję, że nas poprze


poniedziałkowo…deszczowo…

pediatra poparła nasz tok myślenia, pochwaliła i wsparła paroma radami – no dobra, ale nie dawanie dziecku posiłku jeśli nie chce jeść i czekanie do następnego już przerabiałam – on nie zje, nie spróbuje, zagłodzi się, a nie ruszy, będzie czekał tak długo aż dostanie to co chce… z piciem wody podobnie – nie tknie cały dzień, a obudzi się w nocy, ze chce pić, wytrabi dwa kubki, zasnie… pieknie, ale ile razy mam sie budzic w nocy? bo jak za dużo to na drugi dzień gryzę…
w środę miał 93cm i 14,8 kg, czyli od grudnia urósł 4cm, a przytył 800g
czyli schudł:(
na papierze nie wygląda to źle, ale wszystkie spodnie lecą mu z tyłka, a żebra wystają
pediatra mówi, że wszystko jest ok, bo się rozwija…
najbardziej boję się nadchodzących wakacji w kraju, trzeba będzie włączyć Helgę i wdrożyć babciom i ciotkom dryl…bedzie ciężko…
już przedwczoraj na placu zabaw nie wiedziałam jak się zachować – przyszedł sobie dziadek z trochę starszym od Janka wnuczkiem i wymieniliśmy podstawowe, miejscowe grzeczności, pogoda te sprawy, w pewnym momencie dziadek (niewiele starszy z wyglądu ode mnie) poszedł do samochodu po picie dla dziecka i przyniósł 2 batony i 2 butelki soku i dał jeden zestaw Jankowi… i co kurna blaszka zrobić w takiej sytuacji?
trochę Biance skórę podleczyłam, ale pod szyją nadal nie jest fajna, a i swędzi ją, tak, że mnej śpi i łatwiej się budzi, nie mogę wycyrklować kiedy pośpi tą godzinkę, żebym mogła spalić trochę kalorii na rowerze:( poza tym bardzo lubi jak się do niej gada, śpiewa, wygłupia, masaż też lubi – bo zaczęłam chodzić z nią na baby massage, a Janek lubi jak się śmieje i zaraz przybiega też do niej pogadać…ogólnie uroczo;)
z kolei Janek odkrył istnienie much
i chyba mu się nie podobają – jedna taka latała ostatnio po domu, obserwował ją pilnie, ale jak zrobiła pętelkę i poleciała na niego to już było mnie zabawnie i się przestraszył
powiedziałam mu: nie bój się i teraz jak mi dziecko krzyczy: nie boj siem, nie boj siem Jan to wiem, że mucha krąży mu nad głową… ale skąd taka panika?


zabiło mnie…

…dziecko moje w sposób w jaki zapewne czyniło to wiele dzieci przed nim, czyli naśladownictwem…
przyszedł do mnie dzierżąc w jednym ręku swoja koszmarną, ukochaną maskotkę – Pana Dyńkę, a drugą podciągając bluzkę z podkoszulkiem jak najwyżej do góry… chwilkę potrwało nim zrozumiałam, że chce go nakarmić własną piersią:)

a teraz…


…bierze mój telefon i udaje, że rozmawia, ale bardzo, bardzo realistycznie…
rozwój nabiera tempa,
musze uczyć go liczyć po polsku, bo się nauczył do dziesięciu po angielsku w przedszkolu
oraz kolory, które miesza językowo
nie, nie mam chorych ambicji, ale wierzę, że powinien się uczyć równolegle, chociaż i tak potem język polski pewnie zostanie w tyle
teraz siedzę na sofie i kombinuję jak tu się zwlec do wanny, bo nie mam siły
Janek niby cały dzień w przedszkolu, ale wypompowały mnie zakupy poranne, potem Bianka znudzona jazdą, a jak odebrałam Janka to się trafiła kumulacja – Bianka chciała być uśpiona, a ten latał do kibla co 10 minut, więc musiałam ją odkładać i biegać za nim, na co reagowała płaczem i wybudzeniem… i tak w kółko Macieju… ponieważ Janek zrobił się samodzielny, więc stara się naśladować czynności, które wykonuję jak schodzi z nocnika – co się kończy ufajdaniem połowy łazienki nie-powiem-czym, zatem… chcąc niechcąc muszę lecieć, albo szorować…
a dłonie mam suche jak wiór…
uroki z życia kwoki ot co!


domowe przedszkole…

Jan w grupie jest niemożliwy – mam ochotę zamknąć w ciemnej komórce siebie albo jego…
Podobie jak w towarzystwie Młodego dostaje małpiego rozumu, tylko dwa razy bardziej… popychanie młodszych chyba udało się jako tako opanować, ale wyrywanie zabawek już nie, wspólna zabawa jest też nadal kaprysem… ze starszymi bawi się chętnie, ale młodsze dzieci, czy rówieśnicy to jak płachta na byka – jakby walczył cały czas o swoje… dzieci dzieli na te, z którymi da się coś zrobić (odpowiadają na jego wycie zaczepne) i na te, które są zbędnym zabieraczem zabawek.
Oczywiście rozprężenie spowodowane wizytą też robi swoje – podstawowa rutyna ulega załamaniu, bo jeśli inne dzieci latają z jabłkiem czy kanapką po domu to czemu on ma siedzieć przy stole?
A ja mu ostatnio – oprócz diety – wprowadziłam zasady takie, że jemy w okreslonych porach i posiłki dzielą się na główne i na przekąski (coś jak w przedszkolu) – łatwiej ten żywioł wtedy opanować, a i mycia mniej… ale to wypala w codziennych warunkach domowych, poza tym nie bardzo, bo ja też nie mam ochoty być ‘straznikiem teksasu’ 24h/7, sztywno trzymającym się ustalonych zasad, jeśli nikt inny o nie nie dba… na razie nie da się dziecku wytłumaczyć, że on nie może jak może ktoś inny:(
Jedyny pozytyw – zobaczyłam skutki diety, która wcześniej i Jankowi się przydarzyła i wiem, że robię co powinnam, mimo, że to czasem bolesne.
Bianka dostała nowe kremy i antybiotyk na skórę, bo jest zakażona – po dwóch dniach widać poprawę, ale na jak długo? Lekarka kazała mi iść do lekarza do Polski w razie pogorszenia…to ja chyba jednak przejdę na ryż i warzywka…
Poza tym przestała ‘gugać’ zaczęła piszczeć – a głos ma jak dzwon! jak nagram to wrzucę linka:)

 



 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz